W jakim rytmie bije serce miasta 

Tradycyjne śródmieścia zanikają, i to nie tylko w dużych aglomeracjach. Walczą o nie samorządy i organizacje

Publikacja: 13.11.2011 19:49

Przez centrum Poznania w piątek przeszedł korowód świętego Marcina

Przez centrum Poznania w piątek przeszedł korowód świętego Marcina

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

– Śródmieście staje się czarną dziurą. Kapitał, a co za tym idzie – ludzie są stąd wysysani na obrzeża, gdzie jeden po drugim wyrastają hipermarkety i centra handlowe – uważa Lech Mergler ze stowarzyszenia My Poznaniacy.

A zachowanie spójnego centrum jest dla miasta niezwykle ważne. – Konsoliduje społeczność, buduje tożsamość miejsca – zaznacza prof. Krzysztof Podemski, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. – Dlatego warto o to walczyć.

Władze wielu miast i różne organizacje walczą. Na przykład organizując w centrach imprezy, takie jak piątkowy korowód świętego Marcina w Poznaniu. W ten sposób miasto świętowało imieniny głównej ulicy. Impreza organizowana jest od  17 lat, ale po raz pierwszy tak hucznie. Organizatorzy zadbali o wyłączenie ulicy z ruchu, a do udziału w imieninach zaprosili mieszczące się przy św. Marcinie instytucje – Bibliotekę Raczyńskich, kino Muza, legendarny bar Kociak. Imienne zaproszenia trafiły również do sławnych Marcinów z całego świata, m.in. reżysera Martina Scorsese.

Były koncerty, kiermasze, prelekcja o historii ulicy, okoliczne podwórka zamieniły się w kino czy zrekonstruowany obóz powstańców wielkopolskich. – Chcieliśmy zwrócić uwagę na ulicę, która przeżywa ostatnio poważne problemy, z wolna traci tożsamość, pustoszeje – mówi Joanna Przygońska z Centrum Kultury Zamek.

Banki w miejscu  kawiarni

Reprezentacyjna niegdyś ulica Poznania umiera. – Paradoksalnie lepiej się miała, kiedy jej patronem była Armia Czerwona. Działało tutaj kino Pałacowe, niezłe jak na owe czasy księgarnie, domy towarowe. Ulica tętniła życiem – wspomina prof. Podemski. Teraz sklepów i księgarń jest jak na lekarstwo. Zamiast nich jak grzyby po deszczu wyrastają filie banków oraz instytucji finansowych.

Poznań nie jest wyjątkiem. Problem dotknął setek polskich miast, i to bez względu na wielkość.

– Łódź nigdy nie miała tradycyjnego serca miasta, jakim był rynek. Życie kręciło się wokół Piotrkowskiej. Jeszcze w latach 60. masowo powstawały tutaj doskonale zaopatrzone sklepy z tkaninami, odzieżą, po które zjeżdżali nie tylko mieszkańcy, ale też ludzie z zewnątrz – podkreśla Włodzimierz Adamiak, prezes Fundacji Ulicy Piotrkowskiej.

Zalanie polskiego rynku tanią chińszczyzną, a potem ekspansja marketów sprawiły, że łodzian coraz trudniej było namówić do odwiedzenia centrum. – Znów zaczęło się ono staczać do rangi miejsca przesiadkowego – zaznacza Adamiak.

W Szczecinie dodatkowym problemem jest fakt, że tradycyjne centrum nigdy nie zostało do końca odtworzone po wojennych zniszczeniach.

Dziś, jak czytamy na miejskiej stronie internetowej, to dzielnica banków, szkół i przedszkoli, która w dodatku w szybkim tempie się wyludnia. Liczba mieszkańców jeszcze niedawno wynosiła tam 7 tys., dziś jest o połowę mniejsza.

– Cały czas poszukujemy serca miasta – przyznaje Dariusz Wołoszczuk ze szczecińskiego magistratu.

Amerykański model

Tradycyjne centrum przestało istnieć w Warszawie. Przed laty mieszkańcy jeździli na zakupy do Domów Towarowych Centrum. W Juniorze po modną koszulę czy falbaniastą spódnicę ustawiały się długie kolejki. – Stało się w nich po kilka godzin – wspomina pani Maria. Dziś, jak przyznaje, jeździ głównie do marketów.

Domy Towarowe Centrum funkcjonują pod innymi nazwami, ale takich tłumów jak kiedyś nie przyciągają. Przy ul. Marszałkowskiej, głównej arterii miasta, mieściły się eleganckie sklepy. W pawilonach między Królewską a Świętokrzyską kwitł wolny handel. Można było tam kupić futro czy kapelusz. Pawilony zburzono. Pierzeja ulicy ma zostać odtworzona, kiedy – nie wiadomo. Lokale przy głównych ulicach są dziś wynajęte przez banki czy lumpeksy, a ludzie uciekają do hipermarketów. – Takie jest prawo rynku – mówią urzędnicy.

Do tej listy można dopisać nawet 65-tysięczne Leszno w Wielkopolsce. Życie przeniosło się z historycznego centrum na peryferia, gdzie jest kilkanaście marketów, duża galeria handlowa, a jeszcze w tym miesiącu swoje placówki otworzą kolejne dwie duże firmy handlowe.

– Oczywiście nie wszystkie miasta można wrzucić do jednego worka. Każde ma swoją historię, ścieżkę rozwoju, własne problemy. Niemniej tendencja jest wyraźna. Tradycyjne centra rozmywają się, a miejsca, w których dotąd biło tętno miasta, często stają się „niemiejscami" – zauważa prof. Podemski.

Co ciekawe, największe i najbardziej znane europejskie metropolie nie odczuwają tego problemu. – W Rzymie czy Londynie w ogóle się nie czuje, że gdzieś funkcjonują jakieś obrzeża z hipermarketami i że mają one wpływ na centrum. Taki przepływ od środka na peryferia to raczej model amerykański – podkreśla.

Piramida i lokomotywy

Przyczyny takiego stanu są złożone. Po trosze należy ich szukać w spuściźnie po czasach Polski Ludowej. Niedoskonałe prawo długo wiązało ręce właścicielom kamienic, a te podupadały.  – Przede wszystkim jednak to kwestia złego podejścia samorządów – uważa Lech Mergler.  – Pozwalały one na niczym nieograniczony rozwój hipermarketów, i to w bezpośredniej bliskości centrów. Tam kierowana była większość inwestycji, problemów śródmieść do niedawna niemal nikt nie dostrzegał.

Ale teraz samorządy wespół z organizacjami pozarządowymi powoli starają się to zmienić.

– Nie można powiedzieć, że całe śródmieście wymaga ożywienia – przekonuje Lech Podbrez, kierownik oddziału rewitalizacji w poznańskim magistracie. Magnesem przyciągającym mieszkańców stały się duże domy handlowe Stary Browar i Kupiec Poznański. – Miasto weszło też w budowę pasażu MM, który będzie się mieścił na skraju św. Marcina – informuje.

Stary Rynek i plac Wolności zostały wyłączone spod władania Zarządu Dróg Miejskich i przekazane instytucjom kulturalnym, w dawnym korycie Warty stanął Pawilon Kultury, a na pobliskim Ostrowie Tumskim ma powstać multimedialne muzeum początków państwa polskiego.

Samorząd Łodzi opracował „Strategię rozwoju ulicy Piotrkowskiej". Zakłada ona m.in. wymianę starej nawierzchni na nową, z kamienia szlachetnego, wzbogacenie ulicy o małą architekturę, m.in. stojaki na rowery. Przede wszystkim jednak główna łódzka ulica ma żyć wielkimi wydarzeniami – kulturalnymi, ale nie tylko. – Swego czasu zorganizowaliśmy tam kilka dużych przedsięwzięć – wspomina Włodzimierz Adamiak. – W środku lata na Piotrkowskiej stanęła ogromna lodowa piramida. Była też impreza, podczas której w sercu miasta można było podziwiać autentyczne lokomotywy – dodaje. Piotrkowska zmieniała się już w wybieg dla modelek oraz tor regat kajakowych. Specjalnie skonstruowane łodzie na sucho pokonywały 2 kilometry. – To ewenement na skalę światową – podkreśla Marcin Masłowski z urzędu miasta. Dla miłośników imprez klubowych magnesem stał się lokal Łódź Kaliska.

W Szczecinie samorządowcy usiłują tchnąć życie nie tylko w Wały Chrobrego, ale też w plac Orła Białego i przejętą od portu wyspę Łasztownia. – Urząd marszałkowski stworzy tam muzeum morskie, my mariny dla żeglarzy – wyjaśnia Wołoszczuk. W Lublinie z ruin podnosi się Teatr Stary – jedna z najstarszych tego typu placówek w Polsce, która była nieczynna przez kilkadziesiąt lat. Nawet małe Leszno powołało menedżera, który ma działać na rzecz ożywienia przechodzącego kryzys śródmieścia.

Większy spokój panuje w Warszawie. – Nie zamierzamy sztucznie tworzyć centrum, ani handlowego, ani kulturalnego  – mówi Piotr Kazimierczak, wiceprzewodniczący rady Śródmieścia. – Jest Arkadia, są Złote Tarasy, które być może przejęły handlową funkcję ulicy Marszałkowskiej. Przekonuje, że tworzenie centrów na siłę nie ma sensu. – Kulturalne bronią się same, a handlowe zależą od klientów – ocenia.

Będzie jak w Lille?

Czy tradycyjne centra polskich miast można uratować?

– Przykłady z Europy pokazują, że w ogólnym rozrachunku serca aglomeracji nie zanikają, lecz jedynie się zmieniają – podkreśla historyk sztuki Piotr Libicki. – Ludzie emigrują na przedmieścia, gdzie jest większy spokój, budują tam domy. Ale jednocześnie mieszkanie w centrum dla wielu nadal jest wartością – dodaje. Przywołuje przykład francuskiego Lille, gdzie 20 – 30 lat temu pojawiły się nawet plany wyburzenia części śródmiejskiej zabudowy: – Dziś mamy tam wzorcowe centrum z kawiarniami, deptakami i imprezami kulturalnymi.

– Śródmieście staje się czarną dziurą. Kapitał, a co za tym idzie – ludzie są stąd wysysani na obrzeża, gdzie jeden po drugim wyrastają hipermarkety i centra handlowe – uważa Lech Mergler ze stowarzyszenia My Poznaniacy.

A zachowanie spójnego centrum jest dla miasta niezwykle ważne. – Konsoliduje społeczność, buduje tożsamość miejsca – zaznacza prof. Krzysztof Podemski, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. – Dlatego warto o to walczyć.

Pozostało 95% artykułu
Społeczeństwo
Afera Collegium Humanum. Wątpliwy doktorat Pawła Cz.
Społeczeństwo
Cudzoziemka urodziła dziecko przy polsko-białoruskiej granicy. Trafiła do szpitala
Społeczeństwo
Sondaż: Polacy nie boją się wojny
Społeczeństwo
Odeszła pozostając wierna sobie. Jaka naprawdę była prof. Jadwiga Staniszkis
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Społeczeństwo
Zmarła Jadwiga Staniszkis