Po niedawnych akcjach lekarzy i aptekarzy, służb mundurowych oraz internautów o swoje interesy postanowili się upomnieć kierowcy. W sobotę protesty pod hasłem "Stop wysokim cenom paliw w Polsce" zorganizowali niemal we wszystkich większych miastach Polski. Uczestnicy akcji domagali się, by rząd obniżył akcyzę na paliwa.
Przebieg protestu wszędzie był jednakowy. Kolumny aut w żółwim tempie przemieszczały się głównymi ulicami miast. W niektórych ruch przez to został czasowo zablokowany, do poważniejszych incydentów jednak nie doszło. W niektórych miejscach kierowcy zatrzymywali się na stacjach benzynowych, gdzie tankowali minimalne ilości oleju napędowego lub benzyny. Ceny paliw wynoszą dziś średnio 5,6 zł za litr benzyny i 5,8 zł za litr oleju.
W stolicy w około czterogodzinnym proteście uczestniczyła ponad setka samochodów. W efekcie na pewien czas zakorkowana została trasa S8. - Mamy nadzieję, że w wyniku interwencji państwa lub działań koncernów paliwowych ceny paliw zostaną obniżone - mówił Jarosław Paweł, jeden z organizatorów warszawskiej akcji.
- Chcieliśmy pokazać, że nie godzimy się na wzrost cen paliw, który funduje nam rząd. Domagamy się ich obniżki. Cena paliwa przekłada się na poziom naszego życia - podkreślał organizator akcji w Gorzowie Paweł Bracik.
W Płocku do protestu przyłączył się marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik (PSL). Według niego obecne ceny paliw są "nie do zaakceptowania". - W sytuacji, w której są rzeczywiście perturbacje na rynkach światowych, jeżeli chodzi o paliwa, rządzący powinni trochę się zreflektować i bardziej elastycznie działać. Nic by się nie stało, gdyby te podatki czasowo zawieszono albo zmniejszono - powiedział.