W wielu miejscach Polski liczba osób zarejestrowanych w urzędach jest bardzo wysoka, ale w rzeczywistości jest ich mniej. Dowodzą tego najnowsze dane GUS. Eksperci wskazują, że nawet co trzecia osoba widniejąca w spisach bezrobotnych zarejestrowała się tam tylko po to, aby mieć ubezpieczenie zdrowotne i łatwiejszy dostęp do zasiłków z pomocy społecznej.
– Ekonomiści zazwyczaj biorą stopę bezrobocia podawaną przez BAEL (Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności), czyli to, ile osób bezrobotnych jest chętnych do pracy, bo są to wiarygodniejsze dane – mówi Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte. – W urzędach pracy gros ludzi rejestruje się często z innych powodów niż chęć poszukiwania pracy – dodaje.
Dlatego, jeśli uwzględnimy w statystykach tych, którzy są chętni do podjęcia pracy, i odejmiemy osoby pracujące w szarej strefie, to okazuje się na koniec czerwca, że stopa bezrobocia według najnowszych danych BAEL wynosiła 9,9 proc., a nie 12,4 proc., jak wylicza się na podstawie liczby zarejestrowanych w pośredniakach osób.
Największe różnice między tymi, którzy szukają pracy, a tymi, którzy zapisują się w pośredniakach, są w województwach o najwyższej stopie bezrobocia rejestrowanego. Rekordzistą jest województwo warmińsko-mazurskie, gdzie oficjalnie bez pracy jest 19,2 proc. mieszkańców. BAEL jednak mówi co innego – jeśli wziąć pod uwagę chęć do podjęcia pracy, to liczba bezrobotnych spada do 11,5 proc.
– Mamy rzeczywiście spory problem z ludźmi, którzy zarejestrowali się w urzędach, a nie szukają pracy – przyznaje Zdzisław Szczepkowski, szef WUP w Olsztynie. Jego zdaniem wynika to z rozmiarów szarej strefy w regionie. – Latem jest u nas sporo pracy np. w budownictwie czy rolnictwie, ale zazwyczaj jest to zajęcie na czarno – tłumaczy.