Wstrzymane do odwołania urlopy i praca funkcjonariuszy w pełnej obsadzie – to efekt napływu tysięcy uchodźców wojennych z Ukrainy do Polski, jaki ma miejsce od 24 lutego. Wcześniej, od lipca ubiegłego roku, z powodu kryzysu emigracyjnego na granicy z Białorusią, którą wywołał Aleksander Łukaszenko, tysiące pograniczników wspomaganych policją i wojskiem oraz WOT pilnowało granicy z Białorusią. Planowano przyjąć do służby w trzech terminach łącznie 650 funkcjonariuszy. Obecna sytuacja pokazała, że to jednak stanowczo za mało.
– Już dziś okazuje się to niewystarczające. Straż Graniczna potrzebuje pilnie między 2200 a 2300 nowych funkcjonariuszy – wskazuje poseł Lewicy Wiesław Szczepański, szef sejmowej Komisji spraw wewnętrznych, która w ubiegłym tygodniu na wschodnich granicach Polski sprawdzała sytuację.
Tyle czasu poświęca pogranicznik jednej osobie na przejściu w Medyce
Gigantyczne korki stojących uciekinierów są tylko po stronie ukraińskiej, która ma problemy techniczne i mniejszą obsadę. Tylko na polsko-ukraińskiej granicy w Medyce otworzono 10 stanowisk do przyjmowania uchodźców. – Po polskiej stronie, sprawdzaliśmy to dokładnie, na jedną osobę pogranicznik poświęca 1,5 minuty. Idzie to naprawdę błyskawicznie – dodaje poseł Szczepański.
Szacowano, iż dziennie na granicy z Ukrainą po wybuchu agresji Rosji odprawianych będzie 30 tys. osób, tymczasem od kilku dni przyjmowanych jest ponad 100 tys. dobowo.