Jak się podszyć pod aktora lub prokuratora

Oszuści udający znanych ludzi. Czasem robią to dla zabawy. Często, żeby szybciej coś załatwić. Zwykle, by wyłudzić pieniądze

Publikacja: 30.09.2009 04:47

Jak się podszyć pod aktora lub prokuratora

Foto: ROL

37-letni Bogdan G. zasłynął jako człowiek, który poinformował Andrzeja Leppera, szefa Samoobrony, o rzekomym lądowaniu talibów w Klewkach.

Niedawno znów zrobiło się o nim głośno. Sąd skazał go na osiem miesięcy więzienia (wyrok nie jest prawomocny) za to, że nie uregulował rachunku za dwa noclegi w hotelu i obiad w restauracji. G. podszywał się bowiem pod dziennikarza TVN Jacka Gasińskiego. Zamiast pieniędzy zostawił wizytówkę z logo TVN.

[srodtytul]Jako znany dziennikarz[/srodtytul]

Okazuje się jednak, że G. mógł podszywać się także pod innych dziennikarzy, których wizytówki udało mu się zdobyć. Pracownik jednej ze stacji benzynowych w Legnicy opisał człowieka podobnego do G., który na konto reportera „Rz” zatankował paliwo o wartości 80 zł i nigdy nie uregulował zapłaty. – Zostawił wizytówkę gazety, powiedział, że wróci uregulować rachunek, gdy tylko wypłaci pieniądze z bankomatu. Oczywiście tak się nie stało – mówi pracownik stacji.

Z jego profilu na Naszej-Klasie, na którym występuje jako Bogdan Hassan Mohammed G., wynika, że ma prawie 180 znajomych, w tym wiele znanych nazwisk oraz osób sprawujących ważne funkcje w urzędach państwowych. Wśród nich są m. in.: Zbigniew Matwiej z Wydziału Prasowego Najwyższej Izby Kontroli, Joanna Senyszyn, europosłanka lewicy, Grzegorz Schetyna, wicepremier i szef MSWiA, Jacek Piechota, były minister gospodarki, Jacek Gmoch, trener piłkarski, Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, Tomasz Kammel, prezenter TVP, Szymon Majewski z TVN czy Renata Dancewicz, aktorka.

[srodtytul]Jako rodzina prokuratora[/srodtytul]

Niektórzy oszuści są bardziej subtelni i zamiast udawać znaną osobę, twierdzą, że są z nią spokrewnieni. Po co? Żeby na przykład pomóc w prowadzeniu własnego biznesu.

Jak twierdzi jeden z rozmówców „Rz”, właściciel zarejestrowanej w Łodzi firmy windykacyjnej wielokrotnie twierdził, że jest spokrewniony z Kazimierzem Olejnikiem, byłym prokuratorem krajowym, który zasłynął rozbiciem łódzkiej ośmiornicy. Miało mu to pomagać w egzekwowaniu długów.

– Bardzo często powoływał się na koligacje rodzinne i bardzo bliskie stosunki towarzyskie z prokuratorem Olejnikiem, czym dodatkowo wywierał ogromną presję psychiczną na mnie i całą moją rodzinę – mówi „Rz” biznesmen, który miał kłopoty z płatnościami. Podkreśla, że słyszał o wykorzystaniu sposobu „na prokuratora Olejnika” także wobec innych osób. – Podobno było to skuteczne – zaznacza.

Postanowiliśmy sami spytać o to windykatora: – Nie będę z panem rozmawiał na ten temat – uciął rozmowę. Nie odpowiedział też na pytania przesłane e-mailem.

– To dla mnie zaskoczenie, bo raczej nie spotykam się z tym, aby ktoś podawał się za moją rodzinę – komentuje sprawę w rozmowie z „Rz” Kazimierz Olejnik. – Chociaż pamiętam, że kiedyś jeden z dziennikarzy mówił mi, że taka sytuacja miała miejsce w Olsztynie. Ktoś podobno twierdził, że jest moim krewnym, aby załatwić jakiś biznes. Nie miałem jednak z tego tytułu żadnych problemów. Było to pewnie robione w bardzo prymitywny i mało przekonujący sposób.

[srodtytul]Jako krewny polityka[/srodtytul]

Bardzo przekonująco podszywano się za to pod rodzinę Jerzego Dziewulskiego, byłego posła SLD i antyterrorystę.

– Wielokrotnie dochodziły do mnie informacje, że osoby o identycznym nazwisku jak moje utrzymywały, że są moimi krewnymi – opowiada Dziewulski. – Najczęściej podawali się za mojego brata lub syna.

Rzekomymi krewnymi polityka byli przede wszystkim policjanci, detektywi i agenci ochrony. – Miało to im pomóc w przekonaniu klientów do swoich kompetencji oraz stworzeniu aury ludzi o dużych możliwościach, co w tych zawodach jest bardzo ważne – tłumaczy Dziewulski.

Okazuje się, że jego nazwisko było też wykorzystywane do odstraszania gangsterów i podbijania ceny nieruchomości.

– Kiedy byłem szefem ochrony Aleksandra Kwaśniewskiego, zadzwonił do mnie jeden z posłów z pytaniem, czy to prawda, że jestem właścicielem stacji benzynowych na Śląsku – wspomina Dziewulski. – Byłem kompletnie zaskoczony, bo była to nieprawda. Okazało się jednak, że pracownik jednej ze stacji benzynowych podczas napadu postraszył gangsterów, że jeśli się nie odczepią, to Dziewulski ich rozwali, bo nie odpuści tym, którzy okradli jego stację. Groźba poskutkowała, bo napastnicy się wycofali. Jednak dla mnie cała sytuacja miała dość poważne konsekwencje. Zaczęły się bowiem pojawiać podejrzenia, że prowadzę niejasne interesy paliwowe. Zdarzyła mi się też sytuacja, gdy przekonywano, że jestem cichym właścicielem ogromnej posiadłości na Mazurach. Dzięki temu chciano ją sprzedać dużo drożej, niż była faktycznie warta.

[srodtytul]Jako wirtualny poseł[/srodtytul]

Niektórzy z polityków twierdzą, że podszycie się pod nich jest prawie niemożliwe. Uważa tak m.in. były premier Józef Oleksy.

– Jestem dość charakterystyczny i nie jest mnie łatwo naśladować – twierdzi. Przyznaje, że nie przypomina sobie, aby ktokolwiek nawet próbował się za niego podawać. – Pamiętam za to, że nieraz powoływano się na mnie – zaznacza. – Twierdzono, że coś zostało ze mną uzgodnione, a faktycznie tak nie było. O kilku takich sytuacjach dowiedziałem się dopiero po kilku latach.

Jest jednak sposób, by móc udawać i takie osoby. To konto na portalu społecznościowym. W polskim Internecie roi się od fałszywych kont polityków, aktorów czy dziennikarzy. Na Naszej-Klasie można znaleźć fałszywe profile Jarosława Kaczyńskiego czy premiera Donalda Tuska. A kilka miesięcy temu alarmowano, że użytkownicy masowo podszywają się pod prezydenta Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP, i publicznie go znieważają. Sprawą zainteresowały się nawet organy ścigania.

Ten problem na własnej skórze odczuł Przemysław Gosiewski, szef Klubu Parlamentarnego PiS. Ktoś założył jego profil na portalu społecznościowym i w dodatku rozsyłał w jego imieniu obraźliwe i kompromitujące go informacje.

– Jako osoba publiczna, aktywna politycznie i zaangażowana w działalność partyjną nie mogę pozwolić, by ktoś ośmieszał moją osobę i poprzez nieprawdziwą korespondencję z innymi użytkownikami portalu narażał mnie na utratę dobrego imienia – tłumaczył wówczas Gosiewski, którego fikcyjny profil szybko zniknął ze strony. Sprawę badał też Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.

W podobnej sytuacji znalazł się także jego kolega partyjny, dziś europoseł Jacek Kurski.

– Jacyś dziwni ludzie wykupili domeny internetowe z moim nazwiskiem, a na Naszej-Klasie swego czasu funkcjonowały moje rzekome profile – potwierdza Kurski. – Osoby podszywające się pode mnie prowadziły nawet regularną korespondencję z moimi znajomymi, którzy byli przekonani, że to naprawdę ja. Dlatego gdy zaczęli dostawać obraźliwe e-maile, dzwonili do mnie z pretensjami. Szybko podjąłem więc kroki prawne i fikcyjne profile zostały zlikwidowane.

[wyimek]Mężczyzna, który udawał dziennikarza TVN Jacka Gasińskiego, został skazany. Nie zapłacił za dwa noclegi w hotelu i obiad w restauracji [/wyimek]

Co ciekawe, Kurski kilka lat temu sam był podejrzewany o to, że podszywał się pod kogoś innego. W 2005 r., w czasie wyborów prezydenckich, sztab wyborczy Donalda Tuska oskarżył polityka PiS, że ten udawał lidera Platformy, aby od Niemieckiego Urzędu ds. Informacji dla Krewnych Poległych Żołnierzy uzyskać wiadomości o Józefie Tusku, dziadku Donalda, który służył w Wehrmachcie.

– To kompletna bzdura – zaprzecza Kurski. – Nie podszywałem się pod Tuska. Korzystałem w tej sprawie z kancelarii prawnych, które w Niemczech badały sprawę.

[srodtytul]Jako aktor lub prezenter[/srodtytul]

Internetowe alter ego mają nie tylko politycy, ale też aktorzy, piosenkarze i telewizyjni celebryci.

Piosenkarka Katarzyna Cerekwicka i aktor Maciej Zakościelny mają na Naszej-Klasie po ponad 100 „swoich” profili, a Edyta Górniak – ponad 200.

– Znane osoby muszą niestety liczyć się z tym, że ktoś będzie próbował się na nie powołać. Na Naszej-Klasie mam trzy profile, a nie założyłem żadnego z nich – mówi „Rz” Olaf Lubaszenko, aktor i reżyser. – Kiedyś dowiedziałem się od dalekiego znajomego, że kręcę film, do którego nawet odbył się casting w Zielonej Górze. Ja tymczasem nigdy nie słyszałem o tym filmie, a już na pewno nie organizowałem żadnego castingu.

Na szczęście oszustom nie zawsze się udaje. To ocaliło od nieprzyjemności znaną prezenterkę Katarzynę Dowbor.

Dowbor opowiedziała „Rz”, że zdarzyło jej się kiedyś zgubić w sklepie kartę kredytową. Gdy się zorientowała i wróciła po nią, okazało się, że ktoś próbował zapłacić jej kartą za własne zakupy. 

– Ekspedientka zatrzymała kartę, a zwracając mi ją, powiedziała: „Jak w ogóle można próbować się pod panią podszyć? Katarzyna Dowbor jest tylko jedna” – wspomina dziennikarka i dodaje, że po 25 latach pracy na wizji trudno byłoby komukolwiek się za nią podać. – Rudych i piegowatych nie ma znowu aż tak dużo – żartuje.

[ramka][b]Najsłynniejszy hochsztapler w PRL[/b]

Czesław Śliwa vel Jacek Ben Silberstein, urodzony w 1932 r. krojczy w zakładzie krawieckim, zdobył posadę eksperta górniczego na podstawie sfałszowanych dokumentów. Pierwszy raz za liczne oszustwa został skazany w 1958 r. Zawsze powracał do przestępczego procederu, m.in. wyłudzał pieniądze od krewnych osób, które rzekomo ukrywały go w czasie II wojny światowej.

Jego najśmielszym oszustwem było założenie fikcyjnego austriackiego konsulatu we Wrocławiu w 1969 r. Przy organizacji austriackiej placówki wspierała go nawet Kancelaria Premiera. Sam okrzyknął się konsulem generalnym i przedstawiał jako Jack Ben Silberstein. Zatrudnił nawet personel. Fałszywy konsulat funkcjonował ponad miesiąc. Został zamknięty przez milicję, a Śliwa w 1969 r. znów trafił do aresztu. Wziął udział w dokumentalnym filmie „Konsul i inni”. Zmarł w więzieniu w niewyjaśnionych okolicznościach. Na kanwie jego historii powstał film fabularny „Konsul”, w którym oszusta zagrał Piotr Fronczewski.

[i]—anie[/i][/ramka]

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorów [mail=p.nisztor@rp.pl]p.nisztor@rp.pl[/mail], [mail=a.niewinska@rp.pl]a.niewinska@rp.pl[/mail][/i]

37-letni Bogdan G. zasłynął jako człowiek, który poinformował Andrzeja Leppera, szefa Samoobrony, o rzekomym lądowaniu talibów w Klewkach.

Niedawno znów zrobiło się o nim głośno. Sąd skazał go na osiem miesięcy więzienia (wyrok nie jest prawomocny) za to, że nie uregulował rachunku za dwa noclegi w hotelu i obiad w restauracji. G. podszywał się bowiem pod dziennikarza TVN Jacka Gasińskiego. Zamiast pieniędzy zostawił wizytówkę z logo TVN.

Pozostało 95% artykułu
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Społeczeństwo
53-letnia kobieta została raniona w głowę. W okolicy policjanci ćwiczyli strzelanie