– Nie jest to wynik, którego sobie życzyłem, ale należy uszanować wolę narodu – powiedział premier Lawrence Gonzi z chadeckiej Partii Nacjonalistycznej po ogłoszeniu rezultatów sobotniego referendum.
– Parlament musi teraz stworzyć przepisy prawne umożliwiające wprowadzenie rozwodów na Malcie – dodał. – Dziś narodziła się nowa Malta – cieszył się lider opozycyjnej Partii Pracy Joseph Muscat, który nawoływał do głosowania na „tak", choć jego ugrupowanie było w tej sprawie podzielone.
306 tysięcy obywateli niewielkiego katolickiego kraju odpowiadało w referendum na pytanie: „Czy zgadzasz się na możliwość uzyskania rozwodu przez parę małżeńską, która przejdzie czteroletnią separację i kiedy nie istnieje racjonalne prawdopodobieństwo pojednania, a dobro dzieci jest zapewnione?". Przedreferendalna kampania obu obozów była bardzo emocjonalna, a w ostatnich dniach media donosiły, że wyspę ogarnęła „prawdziwa histeria".
– Tak naprawdę przestało chodzić o rozwody. Zamieniło się to w bitwę tych, którzy chcą świeckiej Malty, z obrońcami mitycznej maltańskiej tożsamości – stwierdziła znana maltańska komentatorka Daphne Caruana Galizia. Założone przez zakon joannitów państwo maltańskie było przez wieki wręcz zrośnięte z Kościołem katolickim, a liczne elementy tej tradycji przetrwały do dziś. Przed referendum arcybiskup Paul Cremona oznajmił, że mieszkańcy wyspy dokonają wyboru „pomiędzy budowaniem a niszczeniem wartości rodzinnych".
Katolicy stanowią na Malcie 95 procent z około 413 tysięcy mieszkańców, na każde dwa kilometry kwadratowe wyspy przypada jeden kościół, duchowni mają więc w tym kraju duży wpływ na społeczeństwo. Zwycięstwo świętował natomiast Ruch Rozwodowy, który prowadził kampanię na „tak". – Wzywamy parlamentarzystów do jak najszybszego przegłosowania ustawy wprowadzającej rozwody – apelowała jego przywódczyni, prawniczka Deborah Schembri.