39-letnia Lidia Marchesi, sekretarka w biurze doradcy podatkowego, nigdy przedtem nie oddawała krwi. Ale w ubiegły piątek postanowiła odpowiedzieć na liczne apele o pomoc dla oczekujących daru krwi i udała się do znanej rzymskiej polikliniki im. Umberta I.
W stacji krwiodawstwa – jak się teraz skarży w rozmowach z prasą – medyk zadał jej szereg osobistych pytań. Gdy wyjawiła, że pozostaje w związku z inną kobietą, usłyszała: „Nie może być pani dawczynią krwi, ponieważ tego rodzaju stosunki są ryzykowne. Zwiększają ryzyko zarażenia chorobami wenerycznymi i wirusem HIV".
Oburzona kobieta uznała, że padła ofiarą dyskryminacji, poskarżyła się prasie i od poniedziałku o sprawie piszą wszystkie włoskie gazety. Zagotowało się na gejowskich portalach. Protestuje m.in. organizacja Arcigay. Senator opozycyjnej Partii Demokratycznej Ignazio Marino i szef komisji parlamentarnej ds. nadużyć w służbie zdrowia zażądał wyjaśnień od ministra zdrowia Ferrucia Fazia.
Wszczęto już śledztwo, a pani dyrektor oddziału transfuzji polikliniki wyjaśnia, że homoseksualizm nie może być przeszkodą w oddawaniu krwi. Jednak wobec zagrożeń, szczególnie po wybuchu epidemii AIDS, dawcy pytani są również o szczegóły życia intymnego. Krew przyjmowana jest od osób, które przez przynajmniej cztery ostatnie miesiące pozostają w stałym związku, bez względu na orientację seksualną. Ale ostateczną decyzję o przyjęciu daru krwi wydaje medyk.
Z cytowanych przez włoskie media statystyk wynika, że jeśli chodzi o lesbijki, ryzyko zarażenia wirusem HIV czy innymi chorobami przenoszonymi drogą płciową jest niższe niż w przypadku kobiet heteroseksualnych.