Powiązanie składki na ubezpieczenie społeczne przedsiębiorców z osiąganym przez nich dochodem okazuje się tylko luźnym pomysłem premiera. – Nie mówię, że to zastosujemy, trzeba się zastanowić – mówił w piątek Donald Tusk, gdy ujawnił, że poprosił Ministerstwo Finansów o przygotowanie modelu takiego rozwiązania.
– Żadne prace w tym zakresie nie są prowadzone. Nie planujemy też niczego takiego w przyszłości – powiedziała wczoraj „Rz" Małgorzata Brzoza, rzeczniczka resortu.
Nie zajmowała się tym także na wczorajszym posiedzeniu Rada Gospodarcza przy Premierze. Ale pomysł znajduje w niej zwolenników – bo porządkowałby system emerytalny. – To, w jaki sposób składka wyliczana jest dziś dla przedsiębiorców, świadczy o ich uprzywilejowanej pozycji – mówi prof. Witold Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers i członek rady.
Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank, również zasiadający w radzie, mówi: – Nasz system emerytalny zakłada, że wysokość przyszłej emerytury będzie ściśle uzależniona od zarobków. Nie rozumiem, dlaczego w przypadku przedsiębiorców jest inaczej.
Pomysł premiera oznaczałby wzrost obciążeń dla większości z 3 mln osób prowadzących w Polsce biznes, w tym 1,3 mln samozatrudnionych (obecnie ich składka emerytalno-rentowa jest wyliczana od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia – w tym roku to 2150 zł). Nic dziwnego, że wywołał protesty właścicieli firm. Są przekonani, że podwyżka składki zabrałaby pieniądze potrzebne na inwestycje. I że wiele firm przeniesie się za granicę, by uniknąć podwyżki.