– Od września dwoje naszych dzieci nie pójdzie do szkoły, będziemy uczyć je w domu – mówi „Rz" Michał Czarnik, prawnik, współwłaściciel kancelarii Czarnik Porębski i Wspólnicy. Główny powód? – Dzieci mogą pełniej realizować zainteresowania i pasje. Nie muszą przebywać poza domem cały dzień jakby pracowały w korporacji, dzięki czemu więcej czasu będziemy spędzać razem – tłumaczy.
Paweł Zakrzewski, pedagog, psycholog i prawnik, uczy w ten sposób pięcioro z siedmiorga swoich dzieci. Wszystkie są w wieku szkolnym. – Dzieci są lepiej przygotowane do życia, robią też więcej tego, do czego mają predyspozycje, a nie to, czego wymaga się od nich w szkole – wyjaśnia.
Podobnie myśli coraz więcej Polaków. Z szacunków dr. hab. Marka Budajczaka, pedagoga pracującego na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, który z żoną Izą jest pionierem edukacji domowej w Polsce, wynika, że korzysta z niej ok. 1500 dzieci. A od następnego roku szkolnego będzie ich kilkaset więcej. Jeszcze na początku 2009 r. było ich zaledwie 40 – 50. – Dynamika przyrostu jest duża i będzie rosnąć, choć trudno przewidzieć, do jakich rozmiarów – mówi „Rz" Budajczak.
Eksperci mówią o dwóch podstawowych powodach domowej edukacji. Pierwszy – rodzice wyznają określony system wartości i chcą go sami przekazywać dzieciom.
– Nie są to, wbrew potocznej opinii, wyłącznie ludzie motywowani religijnie. Często są to także libertarianie – tłumaczy Marek Budajczak.