[b]To sedno wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego z 28 października 2009 r. (sygn. VI ACa 376/09).[/b]
Na zasady słuszności (art. 5 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=5DF44782FD6C6EFBEE3B895E8D44EB2F?id=70928]kodeksu cywilnego[/link]) powoływała się Jadwiga S., która odziedziczyła cały spadek po swoim konkubencie. Składało się nań mieszkanie położone na warszawskim Wilanowie.
Zmarły miał jednak córkę, ale w testamencie wydziedziczył ją dlatego, że przez ostanie 20 lat nie zajmowała się nim, nie pomagała, także w ostatniej chorobie. Córka formalnie nie kwestionowała wydziedziczenia, gdyż najwyraźniej nie miała w tym specjalnie interesu.
Nie wiedziała (teraz mówi, że notariusz jej nie uprzedził), o art. 1011 kodeksu cywilnego, który mówi, że zstępni wydziedziczonego zstępnego są uprawnieni do zachowku. Krótko mówiąc, jeśli ojciec (jak w tej sprawie) wydziedziczy córkę, to ona nie ma żadnych praw do spadku, ale mają jej dzieci. Tak właśnie było tym razem. Syn wydziedziczonej córki wystąpił o zachowek.
Zachowek to połowa udziału spadkowego, który by normalnie danej osobie przypadł. W tym wypadku (gdyby nie było testamentu) cały spadek przypadłby wnukowi, tak więc zachowek wynosi połowę spadku, czyli wartości mieszkania.