Premier Netanjahu nie mógł się spodziewać lepszego przyjęcia przez prezydenta Trumpa w Białym Domu. Rozmowy w gronie doradców toczyły się przy obiedzie, a nie w Gabinecie Owalnym, gdzie Trump przyjmuje zagranicznych gości. Nie wiadomo, czy premier zaskoczył prezydenta, przekazując mu na samym początku list z oficjalną nominacją przez Izrael gospodarza Białego Domu do Pokojowej Nagrody Nobla.
– Dziękuję ci, Bibi – odpowiedział wyraźnie zadowolony Donald Trump. Wcześniej w dniu, kiedy amerykańskie bombowce były już w powietrzu w kierunku Iranu, list z nominacją Trumpa wysłały do norweskiego komitetu władze Pakistanu, aby dzień po zrzuceniu bomb na irańskie instalacje nuklearne skrytykować prezydenta USA za pogwałcenie prawa międzynarodowego.
„Miasto Humanitarne”– izraelski pomysł na zamknięcie 600 tys. Palestyńczyków na południu Strefy Gazy
W wypadku Izraela tak nie będzie. Bez USA premier Netanjahu nie byłby w stanie upokorzyć Iranu i paradować obecnie w glorii przywódcy państwa żydowskiego, który uratował swój naród przed atomową apokalipsą.
Jednak to nie w Waszyngtonie zapadną ostateczne decyzje w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy, oficjalnie pomyślane jako wstęp do trwałego pokoju. To w Katarze wznowione zostały właśnie rozmowy Hamasu z Izraelem przy pomocy pośredników.
Tam też udał się we wtorek specjalny wysłannik prezydenta Trumpa ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff. Podobno 90 proc. tekstu porozumienia o 60-dniowym zawieszeniu broni zostało już uzgodnione. Ma do niego dojść jeszcze w tym tygodniu. Nic to nie mówi o perspektywie trwałego pokoju. Zwłaszcza w obliczu nowej propozycji izraelskiej zaprezentowanej przez ministra obrony Izraela Katza.