Materiał partnera: Instytut Pamięci Narodowej

W chwili gdy żołnierze sowieccy wywieźli w nieznanym kierunku ostatnich aresztantów, urwał się z nimi kontakt. Zaniepokojonym rodzinom nie udzielono żadnych informacji o ich losie. Rozpoczęły się poszukiwania oraz próby nawiązania kontaktu – bliscy, a także niektóre zakłady pracy i samorządy wysyłały pisma do polskich władz i organizacji z prośbą o ich odnalezienie. Bez rezultatu. Z czasem, pod naciskiem funkcjonariuszy Urzędów Bezpieczeństwa, bliscy ofiar przestali „niepokoić” władze, co nie znaczy, że zapomnieli. Przez kolejne lata pamięć o sowieckiej zbrodni pozostawała tajemnicą rodzinną, nieznaną społeczeństwu.

Przełom nastąpił 28 czerwca 1987 r., gdy Stefan Myszczyński, szukający w lesie śladów po swoich bliskich porwanych przez Sowietów w lipcu 1945 r., odkrył w pobliżu Gib, w środku Puszczy Augustowskiej, ludzkie kości. Ekshumacja wykazała, że zostali tam pochowani żołnierze niemieccy. Sprawa stała się jednak publiczna, zaczęli o niej pisać korespondenci zachodnich gazet, dla których okoliczności obławy augustowskiej przypominały zbrodnię katyńską. Wobec obojętności komunistycznych władz dawni lokalni działacze Solidarności powołali Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w lipcu 1945 r., który zajął się tworzeniem listy zaginionych i wyjaśnianiem okoliczności ich zatrzymania.

W 1995 r. rosyjska prokuratura wojskowa przyznała, że operacja miała rzeczywiście miejsce, a los 592 osób pozostaje nieznany. Spadkobierca sowieckiego imperium nie chciał jednak przyznać się do ich zamordowania. Szczątki ofiar obławy augustowskiej najprawdopodobniej zostały ukryte w okolicach wschodniego brzegu jeziora Szlamy, na terenie obecnej Białorusi. Zlecone przez prokuratora IPN badanie zdjęć tego miejsca wskazało na duże prawdopodobieństwo występowania tam jam grobowych.

Rodziny ofiar, teraz już raczej drugie i trzecie pokolenie, wciąż czekają na pełne wyjaśnienie okoliczności zbrodni.

Materiał partnera: Instytut Pamięci Narodowej