Pierwszy raz w historii MON na jego czele stanął psychiatra, historyk sztuki. – Pamiętam spotkanie u biskupa polowego Tadeusza Płoskiego – opowiada Paweł Poncyljusz z PiS. – Mówiliśmy dużo o wojsku, ale Klich ożywił się dopiero wtedy, gdy rozmowa zeszła na szopki noworoczne wystawiane w jednym z krakowskich teatrów.
W najnowszych rankingach ministrów Bogdan Klich wypada całkiem nieźle. Ale początki miał trudne. Jego nazwisko jako kandydata na szefa MON wypłynęło w ostatniej chwili. Pewniakiem do objęcia tej funkcji był Bogdan Zdrojewski. – Nominacja Klicha była dla wszystkich zaskoczeniem – przyznaje jeden z polityków PO. Zdrojewski jest wyrazistym politykiem, a jako szef MON mógł wyrosnąć na groźnego konkurenta dla Donalda Tuska. Dlatego po cichu liderzy PO szukali kogoś innego. Gdy pewnego jesiennego wieczoru Klich z aktówką pod pachą wyszedł razem z Tuskiem z sejmowego pokoju, dla dziennikarzy stało się jasne, że ten mało znany europoseł z Krakowa będzie szefem MON.
Klich na początku zrobił dobre wrażenie. Zapowiedział wycofanie wojska z Iraku, co się spodobało społeczeństwu, bo wysłanie naszych żołnierzy na tę wojnę nie było akceptowane przez większość Polaków. Zapowiedział też zniesienie poboru i uzawodowienie armii, co było jeszcze bardziej chwytliwym pomysłem. Minęło pół roku rządu, a żaden projekt ustawy o armii zawodowej nie wpłynął do Sejmu. Szef komisji Janusz Zemke z SLD ironizuje, że posłowie bardzo się stęsknili za zapowiadanymi przez ministra ustawami.
Klich nie ma też szczęścia do ludzi. Misję przygotowania reform w armii powierzył Marii Wągrowskiej. Ta po kilku tygodniach urzędowania zrezygnowała ze stanowiska. Oficjalnie z powodów osobistych. Pojawiły się jednak spekulacje na temat jej współpracy ze służbami PRL. Jak Wągrowska trafiła do MON? W resorcie opowiadają, że minister zaprosił ją na rozmowę, by zaproponować jej stanowisko swojego rzecznika prasowego. Wyszła z gabinetu już jako wiceminister. – Klich miał bardzo krótką ławkę kadrową – mówi jeden z polityków PO. Prawdziwy niewypał podsunęło ministrowi PSL. Ludowcy mieli obsadzić stanowisko wiceministra. Wskazali na nie gen. Piotra Czerwińskiego, którym interesowała się prokuratura wojskowa. Po trzech miesiącach zrezygnował z urzędu. – Może Klich jest zbyt ufny wobec ludzi – zastanawia się Ryszard Czarnecki.
– W każdym razie był jak król Midas, tylko że wszystko czego się dotknął, nie zamieniało się w złoto, ale w katastrofę.