Jak wygląda to w praktyce, „Rz" miała okazję się przekonać w czwartek. Zwróciliśmy się wówczas do szefa MON Tomasza Siemoniaka z pytaniami o zasadność i prawidłowość zatrudnienia w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego cywilnego neurologa. Z interpelacją w tej sprawie zwróciła się też poseł Beata Mazurek (PiS). W ciągu kilku godzin otrzymaliśmy odpowiedź przygotowaną przez Gabinet Szefa SKW, w której zapewniano nas, że wszystko jest w największym porządku. MON taką odpowiedź uznało za prawdziwą, nie próbując w ramach nadzoru jej weryfikować.
Niebawem ma powstać zespół roboczy ds. zmian organizacyjnych i legislacyjnych w systemie służb specjalnych. Cel: opracowanie systemowych rozwiązań prowadzących do tego, by specsłużby większą wagę przywiązywały do czynności analityczno-informacyjnych, a mniej śledczym. To zapowiedź sprzed kilku dni premiera Donalda Tuska. Ale efekty prac zespołu – o ile nie okaże się piarową, medialną wydmuszką premiera – zostaną w formie ustaw przyjęte przez Sejm najwcześniej w połowie przyszłego roku.
To oznacza, że przez szereg miesięcy, w sytuacji rosnącego kryzysu i niezadowolenia społecznego w dalszym ciągu służby specjalne będą funkcjonować w sposób budzący podejrzenia nieprawidłowości i nadużyć. Personalną odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi premier Tusk, który jeszcze w poprzedniej kadencji po rezygnacji Pawła Grasia z funkcji koordynatora ds. służb specjalnych zobowiązał się do ich nadzoru.
Podlizać się politykowi
– Są sygnały, że służby zaczynają grać między sobą o sympatię polityków. Oznacza to, że mogą jednym się podlizywać, na innych, tych z opozycji, szukać haków nawet nie po to, by ich kompromitować, ale by trzymać w klinczu – ocenia gen. Roman Polko, były wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. – To pokłosie tego, że po transformacji ustrojowej nie dokonano należytej weryfikacji oficerów służb – dodaje.
Pokazuje to tzw. sprawa Wojciecha Sumlińskiego. Motorem prowokacji wobec dziennikarza był płk Leszek Tobiasz, były oficer peerelowskiego WSW. To dzięki współpracy z nim ABW pod pozorem śledztwa w sprawie nigdy nieudowodnionej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej WSI mogła wejść do domu Sumlińskiego. I przejąć dokumenty dotyczące nieprawidłowości w służbach specjalnych, a także przeszukać mieszkania Leszka Pietrzaka i Piotra Bączka, członków Komisji Weryfikacyjnej WSI. W świetle znanych już faktów można podejrzewać, że chodziło o sparaliżowanie prac niewygodnej dla obozu władzy Komisji.
Niedawno „Rz" i telewizja Polsat ujawniły