Bieszczadzki oddział Straży Granicznej, która chce zatrudniać w przyszłym roku nowych funkcjonariuszy do pracy na polsko-ukraińskiej granicy, przeżywa prawdziwe oblężenie – o jedno miejsce bije się nawet 14 chętnych. To ewenement. Np. warmińsko-mazurski oddział cierpi na braki kadrowe i deficyt kandydatów. – Serial „Wataha" zrobił nam ogromną reklamę – przyznaje ppor. Agnieszka Golias, rzeczniczka komendanta Straży Granicznej.
„Wataha" wyprodukowana przez HBO jest najpopularniejszym serialem tej stacji. Po trzyletniej przerwie wróciła na ekrany z drugą serią. Jej premierowy, odkodowany odcinek oglądało ponad 1,1 mln widzów.
W filmie funkcjonariusze, w tym szef „Watahy" kapitan Wiktor Rebrow, walczą z nielegalnym przerzutem imigrantów, alkoholu, papierosów, a nawet materiałów radioaktywnych ze Wschodu i... „kretem", który współpracuje z mafią.
Odcinki, zarówno pierwszej, jak i drugiej serii kręcone były m.in. w prawdziwej siedzibie komendanta bieszczadzkiego oddziału w Ustrzykach Górnych. Filmowi funkcjonariusze noszą identyczne jak ich prawdziwi odpowiednicy mundury, odznaki, są podobnie wyposażeni. – Producenci otrzymali od nas specjalną zgodę na ich wyprodukowanie i używanie na potrzeby filmu – wyjaśnia Golias.
Serial „Wataha" niespodziewanie okazał się też wyjątkową reklamą służby na tym najtrudniejszym odcinku – pograniczu polsko-ukraińskim. W tym roku bieszczadzki oddział przyjął 55 funkcjonariuszy. W 2018 r., do którego rekrutacja właśnie ruszyła – aż 90, głównie do placówek w Korczowej, Medyce i Lubaczowie. Chętnych przyjeżdżających z całej Polski nie brakuje.