Podobnego zdania jest Dariusz Rosati, były minister spraw zagranicznych. – Co prawda rząd wcześniej nie dawał sygnałów, że zamierza zaangażować się w ten konflikt, lecz jeśli te informacje są prawdziwe, nie widzę w tym nic złego – mówi Rosati. – Takie wsparcie, które nie angażuje naszych żołnierzy, jest moim zdaniem bardzo wskazane .
Jak podała agencja PAP, spora dostawa broni z Polski dla powstańców miała być zrealizowana wiosną tego roku. Transakcja, twierdzi źródło agencji, była przeprowadzona za zgodą polskiego rządu. Jej szczegóły jednak nie są znane. Nie wiadomo też, jaka broń pojechała do Libii.
– To była nietypowa, partyzancka operacja. Dlatego nie sądzę, by był to ciężki sprzęt, na przykład czołgi – mówi jeden z wojskowych. – Bardziej prawdopodobne, że sprzedaliśmy broń strzelecką, być może też hełmy i kamizelki kuloodporne.
Nasi rozmówcy podkreślają też, że w latach 70. i 80. ubiegłego wieku Polska była liczącym się eksporterem broni do Libii. – Sprzedawaliśmy tam między innymi karabiny, amunicję, czołgi T-55. Potem w związku z nałożeniem embarga przestaliśmy ten sprzęt dostarczać Libijczykom – opowiada były wojskowy.
Źródło PAP twierdzi również, że od kilku tygodni w dowództwie natowskiej operacji w Libii jest 15 polskich oficerów: siedmiu w dowództwie w Neapolu, pozostałych ośmiu w dowództwie operacji powietrznej.
– Sprawy sprzedaży broni nie chcę komentować, bo tu nie znamy żadnych konkretów, lecz udziałowi polskich oficerów w tej operacji akurat nie ma się co dziwić. Nasi dowódcy są we wszystkich strukturach dowódczych sojuszu północnoatlantyckiego – mówi Marek Siwiec, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, obecnie europoseł SLD. – Biorą udział w planowaniu, szkoleniu i realizacji wszystkich operacji sojuszu północnoatlantyckiego, w tym libijskiej.