Christian Kathol: Tego wyścigu nie da się zatrzymać

To niesprawiedliwe, kiedy ktoś mówi: „Złapaliście mnie, do zobaczenia za tydzień”. Konsekwencje muszą być poważniejsze – mówi „Rz” specjalista od kontroli sprzętu narciarskiego Christian Kathol.

Publikacja: 15.12.2023 03:00

Christian Kathol

Christian Kathol

Foto: Materiały Prasowe

Obejmując stanowisko, mówił pan, że kontroler to jeden z najbardziej znienawidzonych ludzi w Pucharze Świata. Jeszcze pana lubią?

Może nienawiść nie jest najlepszym słowem, ale na pewno nie ma wielu ludzi, którzy chcieliby wykonywać taką pracę. Nigdy podjęcie decyzji o dyskwalifikacji nie jest łatwe. Nie cieszę się, kiedy kogoś złapię, jestem raczej smutny, ale muszę dbać o równe szanse. Nie mogę sobie też pozwolić na to, by inaczej podchodzić do skoczków w zależności od kraju. Statystyki z poprzedniego sezonu pokazują, że w czołówce dyskwalifikowanych byli Austriacy i Norwegowie.

Czytaj więcej

Falstart polskich skoczków. Kamil Stoch rezygnuje

Duże zespoły naruszają przepisy, bo mają pieniądze na nowe rozwiązania i balansują na krawędzi?

Sportowcy, którzy chcą wygrywać, zawsze dochodzą do granicy tego, co wolno i czasami linię przekraczają. To mogą być drobne wykroczenia. Zdarza się, że ktoś jest za lekki o 200 gramów, bo zjadł za mało, albo kombinezon jest o dwa centymetry za luźny. Nie zawsze wykroczenia popełnia się z premedytacją.

Janne Ahonen kiedyś się denerwował, że doping powoduje kilkuletnią dyskwalifikację, a nieprawidłowy sprzęt oznacza wykluczenie z jednego konkursu…

Rozpocząłem dyskusję o tym, co robić ze skoczkami, którzy oszukują celowo. Mamy różne pomysły, dyskutujemy i wiosną będziemy chcieli je przegłosować. To niesprawiedliwe, kiedy ktoś mówi: „Złapaliście mnie, do zobaczenia za tydzień”. Konsekwencje muszą być poważniejsze.

Ma pan wrażenie, że zawsze jest krok za tymi, którzy chcą oszukiwać?

Moja praca nie polega jedynie na mierzeniu sprzętu. Muszę mieć szeroko otwarte oczy, żeby widzieć, co się dzieje chociażby podczas treningów czy kwalifikacji. Im więcej się patrzy, tym więcej można dostrzec. Takie podchody są częścią tej zabawy.

Co pan robi, kiedy dostrzeże coś niepokojącego?

Podchodzę, oglądam jego sprzęt. Pamiętajmy, że podczas zawodów kontrole są wyrywkowe. Cały czas mam wtedy przy sobie członków reprezentacji, którzy natychmiast przekazują dalej: „Uważajcie, kontrolują to i tamto”. Trzeba więc działać z zaskoczenia. W przyszłości chcielibyśmy testować zawodników na górze rozbiegu, przed oddaniem skoku. Wtedy będziemy pewni, że tego, kto skoczył najdalej, od razu na dole będzie można ogłosić zwycięzcą, bez czekania na sprawdzenie sprzętu.

Wprowadziliście skanowanie 3D sylwetki skoczków. Ten system już działa idealnie?

Działa poprawnie i oznacza wielki krok w stosunku do tego, co mieliśmy w poprzednich latach.

Można te rezultaty odnosić do całego sezonu i wyniki z września użyć pod koniec grudnia?

Zależy od tego, co mierzymy. Jeśli mówimy o takich parametrach, jak wzrost czy wysokość krocza, to one nie zmienią się w trakcie sezonu, ale już np. kształt tułowia może być różny i inaczej będą wyglądały brzuch, klatka piersiowa czy biodra. Skoczkowie latem ważą średnio 2,5 kg więcej niż zimą: więcej jedzą, ciężej trenują, mają więcej masy mięśniowej. Potem tracą wagę, zwłaszcza podczas wyczerpujących sezonów. Mogą chudnąć bez diety.

Wyniki skanowania przestaną być wówczas ważne?

Był moment, w którym zawodnicy stali się w powietrzu tak szybcy, że sędziowie nie byli w stanie ocenić ich skoku

Sprawdzamy wagę skoczków co tydzień – nie tylko dla kontroli, ale też, aby dbać o ich zdrowie. Rozwijamy teraz drugi etap skanowania. Skoczkowie będą je mieli co jakiś czas, dzięki czemu zobaczymy zmiany w stosunku do stroju, który był dla nich dozwolony na początku sezonu.

Kilka lat temu kombinezony musiały ściśle przylegać do ciała. Może to wyjście?

To było bardzo dobre rozwiązanie, które nie działało w praktyce, bo skoczkowie stawali się za szybcy w powietrzu i mieli problemy przy lądowaniu. Kombinezony muszą być luźniejsze, żeby stawiać większy opór w powietrzu. Staramy się obniżać prędkość, bo skoczkowie są coraz lepsi i mamy niemal wszędzie sztuczne tory najazdowe, które są szybsze niż naturalne czy lodowe. Rozwija się też sprzęt, więc musieliśmy zrobić pewne zmiany przepisów dotyczące nart, wiązań czy butów. Zajęcie pozycji w locie od wyjścia z progu i wzbicia się w powietrze w ostatnim sezonie zajmowało skoczkowi 0,5–0,6 sekundy, a wcześniej trwało to znacznie dłużej. Ta gwałtowna zmiana sprawiła, że w ostatniej fazie lotu jeszcze przyspieszali. Stali się tak szybcy, że sędziowie nie byli w stanie dobrze oceniać skoków.

Przepisy są tak precyzyjne, że nie da się zrobić rewolucji w sprzęcie na miarę tej, którą wykonali Austriacy z kombinezonami „powiększającymi się” w locie?

Nie da się wykonać takich skoków technologicznych, jak jeszcze 20 lat temu, zostały małe kroki. Chciałbym, aby było jasne: nie dążymy do zakazania rozwoju sprzętu. To się musi dziać i jest potrzebne, ale kiedy dokonuje się zbyt szybko, musimy reagować.

Czytaj więcej

Puchar Świata w skokach narciarskich. Dlaczego Polacy przestali latać

Może wszyscy powinni skakać, używając takiego samego sprzętu?

Taki pomysł już się pojawiał. Niektórzy pytali, czy podobnie jak w rajdach, gdzie są takie same silniki, nie moglibyśmy wprowadzić identycznych kombinezonów dla każdego. Problem jest taki, że samochód można zbudować według jednego wzoru, ale ludzkie ciała się różnią. Mamy skoczków niskich, wysokich, bardzo szczupłych i tych trochę mocniej zbudowanych. Tego nie da się porównać.

Przykład zysku z wyścigu technologicznego dał Simon Ammann, który wprowadził nowe wiązania przed igrzyskami w Vancouver i zdobył dwa złote medale. Takie wydarzenia są nieuniknione?

Gregor Schlierenzauer miał wcześniej przewagę nad resztą stawki dzięki temu, że jego stawy były giętkie i mógł prowadzić narty bardziej płasko. Po wprowadzeniu rozwiązania wymyślonego przez Szwajcarów stracił przewagę. Jest dobrze tak długo, jak długo propozycje drużyn mieszczą się w ramach przepisów. Rozwoju i szukania przewag nie da się powstrzymać. To część tego sportu.

Obejmując stanowisko, mówił pan, że kontroler to jeden z najbardziej znienawidzonych ludzi w Pucharze Świata. Jeszcze pana lubią?

Może nienawiść nie jest najlepszym słowem, ale na pewno nie ma wielu ludzi, którzy chcieliby wykonywać taką pracę. Nigdy podjęcie decyzji o dyskwalifikacji nie jest łatwe. Nie cieszę się, kiedy kogoś złapię, jestem raczej smutny, ale muszę dbać o równe szanse. Nie mogę sobie też pozwolić na to, by inaczej podchodzić do skoczków w zależności od kraju. Statystyki z poprzedniego sezonu pokazują, że w czołówce dyskwalifikowanych byli Austriacy i Norwegowie.

Pozostało 91% artykułu
0 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Skoki narciarskie
Ryoyu Kobayashi skoczył 291 m. Rekord, który może zmienić skoki narciarskie
Skoki narciarskie
Kamil Stoch chce znów wygrywać. Ma w tym pomóc osobisty trener
Skoki narciarskie
Kamil Stoch z własnym trenerem. Polski Związek Narciarski wyraził zgodę
Skoki narciarskie
Konkurs lotów w Planicy. Kryształy były dla innych
Skoki narciarskie
Planica. Ostatni kryształ dla Daniela Hubera, piękne loty Olka Zniszczoła