Raw Air dotarł już do półmetka, ale wciąż nie rozwiał wątpliwości, czy skakanie przez dziewięć dni z rzędu tuż po mistrzostwach świata, kiedy wielu skoczków jest już wypalonych trudami sezonu, to słuszne rozwiązanie.

Najlepszych motywować mogą chyba jedynie nagrody – zwycięzca cyklu dostanie 50 tys. euro – bo kwestia Kryształowej Kuli już raczej nie. Dawid Kubacki może dogonić Graneruda tylko teoretycznie, skoro dzieli ich w Pucharze Świata 378 punktów, a do końca sezonu zostało sześć występów indywidualnych.

Konkurs w Lillehammer opóźnił wiatr, ale rywalizacja przebiegała w miarę płynnie i warunki były sprawiedliwe do momentu, aż w pierwszej serii na belce usiadł Anze Lanisek. Szczęścia nie miał chyba też Kubacki, ale skaczący po nim Granerud potwierdził, że jeśli ktoś jest w formie, to żaden wiatr mu nie przeszkadza.

Deficyt mocy widać u Piotra Żyły, który po powrocie z MŚ był w kolejnych konkursach 29., 24. i 27. Kamil Stoch tym razem nie mówił, jak w Oslo, że chciałby wyburzyć tamtejszą skocznię, choć jego mowa ciała po skokach zdradzała, że jest rozczarowany. Zajął 15. miejsce, najlepsze spośród naszych skoczków. 19. był Kubacki, 26. Aleksander Zniszczoł, 29. Paweł Wąsek i 35. Jakub Wolny.

Polacy w większości wyglądają, jakby wypatrywali już wakacji, ale kolejny konkurs – też na skoczni w Lillehammer – już w czwartek o 16.30. Dziś o 19.15 skoczków czeka zaliczany do klasyfikacji Raw Air prolog. Chwili na oddech nie ma.