Dalsze zadłużanie
– Ustawa, która miała uzdrowić złe zarządzanie placówkami medycznymi, może nie przynieść oczekiwanych efektów dla pacjentów, bo kierujący spółkami leczniczymi nie muszą mieć kwalifikacji menedżerskich wymaganych dla kierowników publicznych ZOZ. Przez to, że w stosunku do członków zarządów spółek brak formalnego wymogu posiadania doświadczenia w zarządzaniu ochroną zdrowia, dużą swobodę będą mieli politycy w obsadzaniu tych stanowisk – zauważa Maciej Dercz, radca prawny. Podkreśla, że spółki nie dają gwarancji stabilności finansowej, a źle zarządzane mogą i tak upaść.
Zabieg świadomy, ale wątpliwy
Ewa Kopacz, była minister zdrowia i autorka ustawy o działalności leczniczej, pracując nad nią w 2010 r., wskazywała, że to jest świadomy zabieg. Przepisy nie stawiają wymagań wobec zarządu spółki, bo opierają się na zasadach przyjętych w kodeksie spółek handlowych, które nie odnoszą się do wykształcenia zarządu, ale regulują funkcjonowanie spółek.
– Nie zgadzam się z tym rozwiązaniem. Leczenie nie jest przecież taką samą działalnością gospodarczą jak każda inna i tu powinny obowiązywać przepisy szczególne. Zarządzającym spółkami zdrowotnymi trzeba stawiać wyższe wymagania, bo inaczej przyczynią się do pogorszenia jakości świadczeń zdrowotnych – replikuje Marek Balicki, dyrektor Szpitala Wolskiego w Warszawie.
Łatwiej w ZOZ
Co więcej, oprócz zwolnienia zarządzających spółkami szpitalnymi z posiadania odpowiednich kwalifikacji ustawa o działalności leczniczej obniżyła również poprzeczkę kierownikom publicznych zakładów opieki zdrowotnej. Muszą oni teraz mieć pięć lat doświadczenia na stanowisku kierowniczym lub skończone studia podyplomowe z zarządzania i trzyletni staż pracy. Tymczasem nieobowiązująca już ustawa o ZOZ nakazywała menedżerom mieć sześć lat doświadczenia czy specjalizację w zakresie zarządzania ochroną zdrowia.
2246
publicznych zakładów opieki zdrowotnej funkcjonuje w kraju