Chcę znów być w rządzie

Szkoła ma być ciekawa, a nie uczyć wszystkiego – mówi Katarzyna Hall

Aktualizacja: 29.08.2011 04:10 Publikacja: 28.08.2011 21:46

Katarzyna Hall

Katarzyna Hall

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Kandyduje pani do Sejmu. Czy to oznacza, że po wyborach, jeśli PO wygra, nie będzie już pani ministrem edukacji?

Katarzyna Hall, minister edukacji narodowej: Kto będzie ministrem edukacji, jest pytaniem do pana premiera, któremu życzę, by dalej nim był, bo warto, żeby kolejny rząd kontynuował tę samą politykę. Szczególnie w edukacji jest potrzebna kontynuacja.

A pani chce być nadal ministrem?

Czuję się do tego przygotowana i chciałabym swoją pracę kontynuować. W rządzie większość ministrów jest posłami. To im ułatwia kontakty z parlamentem. Dostałam propozycję kandydowania na posła od premiera i od regionalnych struktur PO, i ją przyjęłam.

Wstąpi pani do Platformy?

Umówiłam się z panem premierem, że jestem osobą, która bezpartyjnie działa w rządzie, i tej umowy się trzymam.

Czy poparcie dla ministra edukacji w wyborach będzie takim "sprawdzam" dla wprowadzanych reform?

Trudno mi powiedzieć, w jakim stopniu należy tak to traktować. Jedna rzecz to profesjonalna praca w rządzie, a druga to popularność wśród wyborców. Pamiętajmy, że nie mam pierwszego miejsca na gdańskiej liście, tylko trzecie. Taką propozycję otrzymałam i przyjęłam. Myślę, że poparcie w regionie to kwestia tego, w jakim stopniu ludzie mnie tam znają i pamiętają z poprzedniej działalności. Całe swoje życie zawodowe spędziłam na Pomorzu, pracując na rzecz rozwoju edukacji, polityki społecznej, zdrowotnej. Dlatego sądzę, że nie będzie to tylko ocena mojej pracy w rządzie. Tej dokonuje premier. Oceną reform rządu będzie głosowa nie na listy PO.

Nauczyciele będą głosować na PO? Niektórzy posłowie Platformy narzekają, że nauczyciele pamiętają już nie to, co rząd zrobił dla nich dobrego, czyli podwyżki, tylko ciągłe zmiany w szkołach.

Zawsze, jeśli stawiamy konkretne wymagania, to jedni je akceptują i uważają, że to zmiany w dobrym kierunku, a drudzy wolą, kiedy wszystko jest po staremu. Znam bardzo wielu nauczycieli na Pomorzu, również ze środowisk związkowych, którzy popierają to, co robię.

Dlaczego zgodziła się pani na sesję fotograficzną u lekarza dla "Super Expressu"?

Przez zwykłą życzliwość. Zostałam zaskoczona. To było nie u lekarza, ale podczas rehabilitacji. Widziały mnie tam w takiej sytuacji przez dwa tygodnie dziesiątki ludzi. Teraz wiem, że powinnam być ostrożniejsza.

Na blogu pisała pani, że zachowywała się jak "każdy pacjent" i pozwoliła fotoreporterowi na zdjęcia. To gra z wyborcami?

Chodziło o pokazanie, że jest pani taka jak wszyscy?Kto mnie zna, ten wie, że jestem taka jak wszyscy. W Sopocie prowadzę zwyczajne rodzinne życie. Tak też było podczas urlopu. Pokazano cząstkę tej zwyczajności. Traktujmy to jako nieszczęśliwy wypadek.

Na Twitterze pisała pani, że jest gotowa do debaty z PiS na temat edukacji, by pokazać, jak pozytywna staje się szkoła pod rządami PO – PSL. Jakie to pozytywne zmiany?

Wiele rzeczy się udało. Osiągnęliśmy np. ogromny postęp w dostępie do edukacji przedszkolnej. O ponad  200 tys. więcej dzieci jest teraz w przedszkolach. Za rządów PiS przybyło tylko 4 tys. miejsc. To ogromna różnica.

To miejsca w nowych przedszkolach publicznych czy w oddziałach przedszkolnych przy szkołach?

Różnie. To są miejsca w oddziałach przedszkolnych, w przedszkolach, które powstały z pomocą funduszy unijnych i w tzw. innych formach.

Obniżenie wieku szkolnego do sześciu lat to dobra zmiana?

Dla dzieci – dobra. Szybciej dostają bodźce do rozwoju, bo w wieku pięciu lat wszystkie trafią już do przedszkola, szybciej spotykają się z edukacją.

A dla kogo niedobra?

Ta zmiana dostarczyła dużo wyzwań organizacyjnych. Są samorządy, które sobie dobrze radzą, ale są np. gminy, które nawet nie chciały dotąd skorzystać z rządowego programu "Radosna szkoła", w którym dofinansowujemy budowanie placów zabaw i zakup zabawek edukacyjnych dla szkół podstawowych, żeby były lepiej przygotowane do przyjęcia dzieci. Pytanie, dlaczego niektóre samorządy nawet nie skorzystały z tej części programu – wyposażenie szkolnych miejsc zabaw – gdzie nie jest wymagany wkład własny? Czy z niezaradności, czy ze sprzeciwu wobec reformy? Zbieramy teraz informacje: z czym samorządy sobie nie radzą i dlaczego, by zaproponować jeszcze rozwiązania, które pomogą wprowadzać tę zmianę.

Co jeszcze zmieniło się na plus w szkołach?

Wprowadziliśmy obowiązek, że w szkole ma być ciepła bieżąca woda i mydło oraz szkoła ma zapewnić uczniom miejsca do przechowywania swoich rzeczy.

Dzieci nadal noszą ciężkie tornistry.

Mieliśmy świadomość tego, że nie uda się we wszystkich szkołach i samorządach od razu np. kupić szafek czy przygotować jakichś miejsc do przechowywania podręczników i przyborów w klasie. Dlatego ten obowiązek wchodzi wraz z nową podstawą programową, czyli od września szkoły muszą zapewnić możliwość zostawiania podręczników czy stroju na WF uczniom z klas I – III i wszystkim uczniom w gimnazjum.

Zmieniają się programy nauczania. Gimnazjaliści ostatnich klas będą pierwszymi, którzy za rok zaczną się uczyć w zreformowanych liceach. Ich wykształcenie ogólne zakończy się na I klasie liceum.

Protestuję przeciwko takiemu stwierdzeniu. Nowa podstawa programowa daje pakiet wiedzy ogólnej każdemu uczniowi: temu, który pójdzie do szkoły zawodowej, i temu, który wybierze liceum. Tego przedtem nie było. Inaczej uczono uczniów w zawodówkach, a inaczej w liceach. Teraz w szkole zawodowej uczeń będzie poznawał dokładnie ten sam materiał z fizyki, historii czy geografii co w I klasie liceum.

A co z licealistami?

Licealista oprócz tej wiedzy ogólnej, którą otrzyma także uczeń szkoły zawodowej, będzie dalej pogłębiał swoje kształcenie. Będzie miał jeszcze więcej godzin języka polskiego, matematyki i języka obcego niż uczeń zawodówki. Wybierze też przedmioty rozszerzone, które przygotują go do studiów, oraz będzie mógł mieć różne przedmioty uzupełniające.

Co z uczniami, którzy nie wybiorą rozszerzonej historii?

Jeśli licealista nie wybierze historii jako przedmiotu rozszerzonego, to będzie – w ramach bloku "Historia i społeczeństwo" – uczyć się historii w sposób dla niego atrakcyjny, poznawać wybrane wątki historii, które go zainteresują. Więc historią będzie interesował się aż do matury, a nie jak dotąd tylko ją "miał". Chodzi o to, by szkoła była ciekawa, a nie uczyła w telegra- ficznym skrócie wszystkiego. Poza tym każdy uczeń – również zawodówki – będzie miał pogłębiony kurs historii najnowszej, której dotąd nigdy w szkole porządnie nie uczono z powodu braku czasu.

Nauczyciele gimnazjów od września mają indywidualnie pracować z każdym uczniem. Jak to robić w 30-osobowej klasie?

Jest to możliwe. Pamiętam, że jako młoda nauczycielka matematyki dość szybko zorientowałam się, że jak mówię do wszystkich w klasie, to mówię „do nikogo". Bo część uczniów za mało wie, żeby zrozumieć bieżący materiał i trzeba najpierw uzupełnić podstawowe braki w ich wiedzy, a część jest zdolniejsza, nudzi się i wymaga czegoś więcej. Przygotowywałam więc dla uczniów różne zadania: łatwiejsze dla słabszych i trudniejsze dla zdolniejszych. Chodziło mi o to, żeby każdy był w stanie osiągnąć postęp, rozwijać się. Raz mówiłam bardziej do jednych, a raz do drugich. Wielu nauczycieli w szkołach też tak robi.

Czemu więc trzeba było to zapisać w rozporządzeniu?

Chodzi nam o to, żeby nie tylko był to sposób pracy części nauczycieli, ale obowiązkowe zadanie szkoły. Chcemy, by szkoły dostrzegały, że każde dziecko ma potencjał, jest w jakimś kierunku bardziej uzdolnione i trzeba myśleć, jak pomóc te uzdolnienia rozwijać, np. na zajęciach dodatkowych w szkole lub poza nią. Podkreślamy też, że trzeba szczególnie wesprzeć naukę dzieci, które mają trudności. Mamy sygnały od rodziców dzieci niepełnosprawnych, że nie zawsze szkoły organizują dla nich zajęcia w sposób odpowiedni do potrzeb, nie zawsze zasięgają porady specjalistów. Teraz szkoła musi pomyśleć o zatrudnieniu specjalistów albo doradzić rodzicom, do jakiej placówki się udać, jeśli dziecko ma problem.

Dlaczego szkoła ma wziąć odpowiedzialność za odkrywanie zdolności czy kłopotów dziecka?

Nauczyciel jest takim, można powiedzieć, lekarzem pierwszego kontaktu. Taki mamy ustrój szkolny w Polsce. Konstytucja mówi, że każde dziecko trafia do obowiązkowej edukacji. W związku z tym każde dziecko trafia do tego nauczyciela - lekarza pierwszego kontaktu, i ten pierwszy kontakt ma służyć temu, żeby ocenić, czy szkoła sama da radę rozwinąć jego zdolności lub pomóc w trudnościach, czy też potrzebuje specjalistów. Ten pierwszy kontakt nauczyciela z rodzicami ma dać odpowiedź na pytania, czy szkoła jest w stanie pomóc dziecku, czy też potrzebni są lepsi specjaliści, których w tej szkole nie ma.

Dlaczego MEN nie przewidział więc dodatkowych pieniędzy na etaty dla specjalistów?

Jest subwencja edukacyjna, w jej ramach wygospodarowuje się środki na pracę specjalistów, zależnie od potrzeb, a na edukację ucznia niepełnosprawnego subwencja jest dużo większa. Nie chodzi o to, by w każdej szkole, np. w takiej, w której jest 50 uczniów i ani jednego z wadą wymowy, był etat logopedy. Ale jeśli trafi do tej szkoły dziecko, które ma problem, to wtedy trzeba sięgnąć na przykład po specjalistę z poradni.

Wychowawczyni gimnazjum na Śląsku mówi: "Gdybym chciała zastosować się do rozporządzenia MEN, to każdemu dziecku w blisko 30-osobowej klasie musiałabym dodać jakieś zajęcia albo załatwić wizytę u specjalisty. Każdy uczeń ma jakiś problem: jeden z fizyką, a drugi jest zamknięty w sobie. Ale taka pomoc jest niewykonalna. Nie tylko dlatego, że nauczycielom braknie czasu, ale dzieci nie chcą zostawać na dodatkowe zajęcia po lekcjach".

Jak przekona pani tę nauczycielkę, że to, czego chce MEN, jest realne?

Kiedyś, sama ucząc matematyki dość liczne klasy, przygotowywałam różne zadania dla uczniów mniej i bardziej zdolnych do mojego przedmiotu, a jako wychowawczyni namawiałam do konsultacji w poradni rodziców dzieci mających kłopoty w nauce. Dlatego z własnego doświadczenia wiem, że można. Jest wielu nauczycieli, którzy tak pracują.

Kandyduje pani do Sejmu. Czy to oznacza, że po wyborach, jeśli PO wygra, nie będzie już pani ministrem edukacji?

Katarzyna Hall, minister edukacji narodowej: Kto będzie ministrem edukacji, jest pytaniem do pana premiera, któremu życzę, by dalej nim był, bo warto, żeby kolejny rząd kontynuował tę samą politykę. Szczególnie w edukacji jest potrzebna kontynuacja.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Sądy i trybunały
Ważna opinia z TSUE ws. neosędziów. Nie spodoba się wielu polskim prawnikom
Sądy i trybunały
Będzie nowa ustawa o Sądzie Najwyższym. Ujawniamy plany reformy
Matura i egzamin ósmoklasisty
Jakie warunki trzeba spełnić, aby zdać maturę 2025?
ZUS
Kolejny pomysł zespołu Brzoski: ZUS rozliczy składki za przedsiębiorców
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Prawo rodzinne
Resort Bodnara chce dać więcej czasu rozwodnikom. Szykuje zmianę w prawie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne