Reklama

Nie sądź książki po okładce

III miejsce - Miejska Biblioteka Publiczna w 14-tysięcznym pomorskim Człuchowie okazała się jedną z krajowych perełek branży, dzięki której wciąż czytamy książki

Publikacja: 23.11.2011 04:03

Człuchowska placówka imponuje rozmachem w działaniu, ale straszy elewacją. Bibliotekarze liczą, że s

Człuchowska placówka imponuje rozmachem w działaniu, ale straszy elewacją. Bibliotekarze liczą, że sukces w rankingu „Rz” zmobilizuje samorząd do remontu

Foto: Fotorzepa, Piotr Kobalczyk PK Piotr Kobalczyk

Z pozoru jest jak setki podobnych w kraju – miejska, o zasięgu powiatowym (opiekuje się 6 placówkami gminnymi), z 11 zatrudnionymi bibliotekarzami, zbiorem dla dorosłych, dzieci, czytelnią i niedużą kawiarenką internetową (3 stanowiska stałe plus dwa laptopy w razie potrzeby). A jednak to fenomen w branży, choć na pierwszy rzut oka trudno uwierzyć w to, jak wiele się tu dzieje, gdy spojrzeć na skromną, wołającą o remont elewację budynku. W środku jednak wzorowy ład, a każdy metr powierzchni wykorzystany maksymalnie. Ponad 90 tysięcy woluminów to nie bagatela. - To dużo, nawet jak na taką bibliotekę jak nasza – przyznaje z zadowoleniem Maria Dąbrowska, dyrektorka placówki. - Ale to nie tylko nasza zasługa. Władze miejskie nas pod tym względem wspierają i na książki nam pieniędzy nie żałują.

Placówka finansowana jest przez samorząd gminy (utrzymanie jej kosztuje rocznie ok. 600 tys. zł) i dofinansowywana przez starostwo. Ale okazuje się, że skromna, powiatowa biblioteka może mieć duże ambicje, świadczą o tym statystyki. Placówka ma 241 czytelników w przeliczeniu na 1000 mieszkańców, 26,4 wypożyczone książki na mieszkańca (to dwa razy tyle, ile wynosi średnia krajowa) i aż 18 nowości przypadających na 100 mieszkańców.

Maria Dąbrowska: - Myślę, że wynika to z bogatego księgozbioru, a ludzie chcą mieć co czytać, domagają się nowości. Oczywiście, wysokiemu czytelnictwu sprzyja pewnie to, że mamy wielu bezrobotnych – ludzie mają dużo czasu, a mało pieniędzy, więc nie stać ich na zakupy w księgarniach.

Co czytają? Najczęściej czytadła: romanse, horrory. - Pewnie żeby trochę zapomnieć o prozie życia – mówi Dąbrowska. - Ale widzę też duże zainteresowanie współczesną literaturą rodzimą: czytają Krajewskiego, Czubaja, Gretkowską.

Dąbrowska podkreśla jednak, że pęd do książki to także wynik budowanej latami więzi i nawyku korzystania z biblioteki (są tu czytelnicy wypożyczający książki od lat 50. ub. wieku). - Poza tym dziś biblioteka to nie tylko miejsce, gdzie przychodzi się po książkę – mówi dyrektorka placówki. - Także po to, by się spotkać, dowiedzieć, nauczyć, obcować ze sztuką i ludźmi kultury.

Reklama
Reklama

W Człuchowie nie ma z tym problemu. Spotkania autorskie z twórcami (w ub. roku była np. Kira Gałczyńska, w tym np. Wanda Chotomska), wystawy artystów plastyków (placówka promuje twórców lokalnych i regionalnych), imprezy dla dzieci „z książką w tle", sympozja naukowe, a nawet szkolenia komputerowe dla seniorów – to tylko wycinek wachlarza jej działań.

Patent na sukces? - Analizujemy czytelnictwo w bibliotece i czytelni, notujemy uwagi i potrzeby czytelników i mamy zasadę, że nie czekamy na miejscu, tylko sami do niego docieramy, wręcz do domu – mówi Maria Dąbrowska. - To nieduże miasto, więc wiemy, jaką kto ma pasję.

Ale pasja to słowo, które pasuje przede wszystkim do Dąbrowskiej. W „swojej" bibliotece zaczęła pracę jeszcze na studiach z bibliotekoznawstwa i – co jest rzadkie – do dziś pracuje, kierując placówką od 1990 r. - To był świadomy wybór, bo choć w liceum byłam w klasie matematycznej, o takiej pracy marzyłam od dziecka – mówi Maria Dąbrowska. I śmieje się pytana o imię i nazwisko identyczne z tymi, które nosiła wielka polska pisarka, autorka m.in. „Nocy i Dni". - Bywa, że rodzi to zabawne sytuacje – śmieje się Dąbrowska. I wspomina, jak po jednym z licznych spotkań autorskich jedna z polskich pisarek przysłała przemiły liścik z podziękowaniem. - Nie zapamiętała mojego nazwiska, ale skojarzyła je z literaturą. Napisała więc: „Szanowna Pani Maria Konopnicka".

Biblioteka w Człuchowie stawia na tradycję. Nie skupia się na audiobookach, bo woli inwestować w klasyczne tomy. Ale inwestuje w stronę internetową (w przebudowie), w której znajdzie się katalog zbiorów, już użytkuje system kodowania książek, szykuje się też do wypożyczania on-line. Internet bezprzewodowy działa w promieniu 300 m.  Placówka jest też jedyną w Polsce, która ma certyfikat Centrum Aktywności Lokalnej (uzyskała go w tym roku). - Jesteśmy z niego dumni, bo, owszem, mają je centra kultury, muzea, ale wśród bibliotek byliśmy pierwsi – tłumaczy Maria Dąbrowska. - To efekt naszego zaangażowania w Program Rozwoju Bibliotek (prowadzi go Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego – red.). Uczestnictwo w programie przyniosło wymierne korzyści – placówka zyskała nowoczesny sprzęt, m.in. komputery, aparaty cyfrowe. Certyfikat to dowód jakości. - I docenienia naszej pracy – mówi Dąbrowska. - Odbierając certyfikat CAL z przyjemnością powiedziałam, że nareszcie dostrzeżono bibliotekarstwo w Polsce.

Ustawa dobra, ale nie dla wszystkich

Maria Dąbrowska, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Człuchowie

Martwią mnie trochę możliwe konsekwencje nowej ustawy o upowszechnianiu kultury, która wejdzie w życie w przyszłym roku. Zakłada ona możliwość łączenia dziś odrębnych placówek kultury w tzw. centra. Z informacji prasowych już wynika, że dla samorządów będzie to pokusa, żeby skorzystać z tej możliwości, bo przyniesie to wymierne oszczędności. I ja to rozumiem. Niemniej w praktyce będzie to oznaczać, że biblioteki staną się częściami tych centrów i najprawdopodobniej ograniczy to ich możliwości działania na niwie kultury. Taki system zapewne świetnie się sprawdzi w przypadku małych bibliotek gminnych, które mają niewielkie pole do działania – choćby z tego powodu, że prowadzone są często  jednoosobowo. W ramach centrum będzie im łatwiej. Z bibliotekami o charakterze powiatowym może być większy problem, także ze względu na ciążący na nas obowiązek nadzoru i wspierania bibliotek na terenie powiatu. A ktoś przecież musi to robić.

Z pozoru jest jak setki podobnych w kraju – miejska, o zasięgu powiatowym (opiekuje się 6 placówkami gminnymi), z 11 zatrudnionymi bibliotekarzami, zbiorem dla dorosłych, dzieci, czytelnią i niedużą kawiarenką internetową (3 stanowiska stałe plus dwa laptopy w razie potrzeby). A jednak to fenomen w branży, choć na pierwszy rzut oka trudno uwierzyć w to, jak wiele się tu dzieje, gdy spojrzeć na skromną, wołającą o remont elewację budynku. W środku jednak wzorowy ład, a każdy metr powierzchni wykorzystany maksymalnie. Ponad 90 tysięcy woluminów to nie bagatela. - To dużo, nawet jak na taką bibliotekę jak nasza – przyznaje z zadowoleniem Maria Dąbrowska, dyrektorka placówki. - Ale to nie tylko nasza zasługa. Władze miejskie nas pod tym względem wspierają i na książki nam pieniędzy nie żałują.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Reklama
Spadki i darowizny
Czy spadek po rodzicach zawsze dzieli się po równo? Jak dziedziczy rodzeństwo?
Prawo drogowe
Nadchodzą kolejne podwyżki dla kierowców. Opłata wzrośnie aż trzykrotnie
Nieruchomości
Sąd Najwyższy powiedział, co trzeba zrobić, żeby zasiedzieć działkę sąsiada
Prawo karne
Kamery nagrały, jak pielęgniarka bije pacjenta. Sąd Najwyższy wydał wyrok
Sądy i trybunały
Ekspert o rozporządzeniu ministra Żurka. „Dbamy przede wszystkim o swoich"
Reklama
Reklama