Czy rzeczywiście rząd chce metodą sprzed dwóch lat „uporać się z zagrożeniami”, których – jak widać – nie brakuje? Nagromadzenie obcych wojsk w pobliżu naszej granicy można by przecież interpretować jako zewnętrzne zagrożenie państwa, co według art. 229 konstytucji pozwala na wprowadzenie stanu wojennego. Natomiast zagrożenie bezpieczeństwa obywateli (oraz ich pieniędzy na giełdzie i w bankach) jest przesłanką do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Ustawy regulujące oba stany wyraźnie wspominają też o „działaniach w cyberprzestrzeni”, które temu bezpieczeństwu mogą zagrażać.
Jak zauważa prof. Krzysztof Prokop, konstytucjonalista z Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, przepisy konstytucji, jak też ustaw o stanach nadzwyczajnych dość ogólnie definiują pojęcie zagrożenia bezpieczeństwa państwa i obywateli. – Pozwalają tym samym Radzie Ministrów na swobodę interpretacyjną i decyzyjną co do wprowadzania takich stanów – ocenia ekspert. Zauważa zarazem, że ustawy o stanie wyjątkowym i wojennym, uchwalone w 2002 r., były pisane z myślą o realnych zagrożeniach. Świeże były bowiem wówczas wspomnienia po atakach na World Trade Center i inne obiekty w USA, które nastąpiły rok wcześniej. – Instrumentalne stosowanie tych przepisów byłoby wypaczeniem ich sensu – ocenia prof. Prokop.
Wystarczy mała powódź
Prawdziwym celem rządzących mogłoby być odsunięcie w czasie wyborów parlamentarnych, zwłaszcza przy niekorzystnych dla ich kandydatów prognozach wyborczych. Bo w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w 90 dni po jego zakończeniu nie można urządzać wyborów. Stan wyjątkowy może potrwać do 150 dni, a więc w ten sposób można odłożyć wybory nawet o 240 dni, czyli niemal osiem miesięcy. Stan wojenny można wprowadzić nawet bez limitu czasowego.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego i wojennego wymaga specjalnej procedury, bo rząd wnioskuje w tej sprawie do prezydenta, ten wydaje stosowne rozporządzenie, które dodatkowo musi zatwierdzić Sejm. W ten sposób, przynajmniej teoretycznie, konstytucja zapewnia obiektywne podejście do przesłanek wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Prostsza jest procedura wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Wystarczy np. powódź w jednej tylko gminie, by na jej terenie rząd mógł wprowadzić taki stan. To wystarczy, by opóźnić wybory w całym kraju.
– Niestety, ostatnie lata wielokrotnie pokazały, jak instrumentalnie może być traktowane prawo przez rządzących. Nie da się zatem wykluczyć, że pojawi się pokusa wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, by odłożyć w czasie wybory – ocenia dr Maciej Berek, adiunkt w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Warszawskiego. Przypomina on jednak, że ci sami rządzący na różne sposoby starali się uratować termin wyborów prezydenckich w 2020 r. Wówczas, mimo poważnych zagrożeń związanych z pandemią Covid-19, nie wprowadzono stanu klęski żywiołowej.
– Wtedy sięgano po bardzo karkołomne rozwiązania, także prawne – przypomina dr Berek, nawiązując do pomysłu tzw. wyborów kopertowych. I dodaje, że władze praworządnego państwa powinny tak właśnie postępować: chronić instytucje prawne służące wolności i demokracji, unikać rozwiązań tę wolność ograniczających i dążyć do przeprowadzenia wyborów w terminie.