Odtąd określenie "poznański zamek" zaczęło się w Polsce kojarzyć z inną z budowlą, która na początku XX w. została wzniesiona z rozkazu cesarza Wilhelma II. – Zamek pruski jest dla Poznania ważny, ale historycznie obcy. Zamek królewski ma daleko większe znaczenie – podkreśla Włodzimierz Łęcki, były senator, który stoi na czele komitetu odbudowy dawnej siedziby Przemysła II.
Wtóruje mu Sławomir Hinc, wiceprezydent Poznania: – Chcemy przypomnieć historyczne fakty, które powoli umykają nawet poznaniakom.
Królewska rezydencja ma stanąć do 2013 r. Prace prawdopodobnie ruszą już w listopadzie. Miasto i Urząd Marszałkowski zapłacą za nie 18 mln zł. Łęcki jednak przyznaje, że nie będzie to odbudowa, lecz tak zwana restytucja. – Wierna odbudowa jest niemożliwa, z tej chociażby przyczyny, że brak kompletnych materiałów źródłowych. Projekt opiera się na sztychu i opisie z XVII w. Wówczas zamek wyglądał inaczej niż w XIII w. – wyjaśnia Łęcki. – Ale w żadnym razie nie można powiedzieć, że w Poznaniu tworzymy zabytki.
Budowa zamku budzi w Poznaniu ogromne kontrowersje. Na Facebooku powstał profil skupiający przeciwników projektu. Dołączyło do niego przeszło 1,5 tys. użytkowników. Zaprotestowało też stowarzyszenie Inwestycje dla Poznania, które poprosiło o interwencję ministra kultury.
– Nie jesteśmy przeciwnikami zagospodarowania Wzgórza Przemysła, ale projekt budzi liczne wątpliwości – mówi Paweł Sowa, prezes stowarzyszenia. – Najpierw należałoby przeprowadzić kompletne badania archeologiczne i zdobyć jak najwięcej informacji na temat wyglądu zamku. Nie godzimy się na fałszowanie historii.
Wojna o zamek trwa zatem w najlepsze. A Poznań nie jest jedyny. Inne polskie miasta też chcą się postarzyć.