Korespondencja z Brukseli
W najbliższą środę Marko Sefcovic, unijny komisarz ds. administracji, przedstawi propozycje reformy statusu unijnego urzędnika.
– To dopiero początek dyskusji – z państwami członkowski, związkami zawodowymi. Konkretne propozycje zmian legislacyjnych będą na jesieni – wyjaśnia w rozmowie z „Rz" Antonio Gravili, rzecznik komisarza. Do środy szczegóły trzymane są w tajemnicy, bo będą jeszcze przedmiotem gorącej debaty komisarzy. Wiadomo, że reforma idzie w kierunku zmniejszenia liczby przywilejów i zatrudnionych.
– Jest kryzys gospodarczy i na pewno efektem będą oszczędności. Oczywiście nie na taką skalę jak w 2004 r. – uściśla rzecznik. Wtedy wielka reforma administracyjna przeprowadzona przez komisarza Neila Kinnocka zmniejszyła przywileje, obniżyła pensje dla nowo zatrudnianych oraz ograniczyła możliwości automatycznego awansu. W rezultacie unijne instytucje zaoszczędziły 3 mld euro, kolejne 5 mld euro zostanie oszczędzone do 2020 r. Głównymi ofiarami nowego statusu stali się urzędnicy z nowych państw członkowskich, w tym z Polski. Bo to oni byli zatrudniani po 1 maja 2004 r. już na nowych zasadach. Wcześniej zatrudnionym nie można było obniżyć pensji.
Z podobnym dylematem Komisja będzie musiała poradzić sobie teraz. Pensji raczej nie obniży, bo zaprotestują liczne związki zawodowe. Ale chce zaproponować inne oszczędności, w tym ograniczenie niektórych przywilejów i emerytur. Możliwe są redukcje zatrudnienia, choć najpewniej będą dotyczyły znacznie gorzej wynagradzanych pracowników kontraktowych, ewentualnie osób bliskich emerytury, a nie tych o statusie urzędnika. Portal EUobserver donosi o redukcji 5 proc. stanowisk. W unijnych instytucjach 1/5 zatrudnionych to pracownicy kontraktowi, więc jest z czego ciąć.