Kiedy mamy na myśli męską formę zawodu lub stanowiska, wątpliwości zwykle związane są z użyciem małej lub wielkiej litery lub w przypadku nazw obcych – zastosowaniem ich polskiej wersji. Jeśli chodzi o żeńskie określenia zawodów czy pełnionych funkcji, coraz częściej do głosu dochodzą wątpliwości dotyczące rodzaju, którego należy czy też się chce – z różnych względów, np. ideologicznych – użyć. Pojawiają się rozmaite formy. Od tych mniej kontrowersyjnych, związanych choćby z użyciem określeń geolog/geolożka, architekt /architektka, następca/następczyni, po zdecydowanie bardziej dyskusyjne, a często błędne z punktu widzenia poprawności języka polskiego, jak: polityczka, marszałkini czy też chirurżka albo chirurgini.
Na często innowacyjne żeńskie formy zawodów duży wpływ mają ruchy feministyczne, które podnoszą argument, że rodzaj żeński mają zawody kojarzące się z niskim statusem społecznym czy choćby niewygórowaną pensją, jak prostytutka, salowa, pielęgniarka. Natomiast te związane z prestiżem mają formę męską, jak profesor, adiunkt, prezydent. Batalia o żeńskie końcówki nazw zawodów zajmuje dużo miejsca w internecie. Wystarczy spojrzeć na fora internetowe, gdzie toczy się dyskusja na ten temat. Osoby związane z ruchami feministycznymi skarżą się między innymi na sposób redagowania biogramów w Wikipedii. Tam dominują formy bez żeńskich końcówek.
W niektórych przypadkach tworzenie form żeńskich zawodów ma podstawę w gramatyce języka polskiego. Zwykle formy takie tworzone są za pomocą końcówki -ka, np. psycholożka, socjolożka, badaczka, profesorka. Ciekawym zjawiskiem jest to, że jakiś czas temu takie określenia raczej nikomu nie kojarzyłyby się dobrze, wyczuwalne byłoby obniżenie statusu osoby, do której się zwracamy (pani profesorka Krajewska dyżuruje w piątki). Obecnie jednak postulowane jest w pewnych kręgach, głównie radykalnych, powoływanie takich postaci. Trzeba dodać dwie istotne rzeczy. Jakkolwiek tworzenie form za pomocą końcówki -ka jest językowo możliwe, to wiąże się ono często z trudnościami fonetycznymi. Kłopotliwe byłoby wymówienie zdań, w których występują słowa: adiunktka, architektka, subiektka. Poza tym przyrostek -ka kojarzy się zwykle z potocznością lub małością, jest on często wykorzystywany do tworzenia zdrobnień (lampka, ścianka, kobietka). Tak też odbierane zapewne byłoby zdanie: Premierka spotkała się z wyborcami.
Czasami próbuje się tworzyć określenia żeńskie za pomocą końcówki -a. W języku polskim stosuje się ją do tworzenia nazw przymiotnikowych, np. przewodniczący – przewodnicząca, prowadzący – prowadząca, radny – radna. Rada Języka Polskiego wyrazy typu: ministra, profesora, premiera, dyrektora, uznaje za niemające tradycji w polszczyźnie. Poza tym w wyniku takiego zabiegu językowego może dochodzić do powtórzenia nazwy już istniejącej i wynikających z tego dwuznaczności, jak choćby zdaniu: Premiera zaskoczyła wszystkich (nie wiadomo, czy chodzi o szefową rządu czy o sztukę teatralną). Czytelniejsze i bardziej przyjazne dla ucha byłyby w tych przypadkach formy męskie poprzedzone wyrazem „pani". W języku polskim mamy zresztą dość jasne rozróżnienie płci, jeśli chodzi o zawody. Powiemy: Na posiedzeniu nie było pana doktora, ale: Na zebraniu nie zauważyłam pani doktor. Ten premier i ta premier, ten sekretarz i ta sekretarz.
Wiele dyskusji związanych było z utworzeniem formy żeńskiej od słowa „poseł". Proponowane były np.: posłanka, posełkini czy poślina. Z obserwacji języka polityki i mediów można zauważyć, że dość często używana bywa pierwsza forma. W „Słowniku języka polskiego" PWN postać ta jednak nie występuje jako hasło, ale jako uzupełnienie rodziny wyrazów obok słów: poselski, posłować.