Krzysztof Adam Kowalczyk: „Szóstka dla premiera”

Sama deregulacja to za mało, premier powinien zaproponować więcej zmian, od uporządkowania Rady Ministrów poczynając.

Publikacja: 11.06.2025 04:34

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: Atdhe Mulla/Bloomberg

Tytułowa „szóstka dla premiera” brzmi prowokacyjnie, ale to – broń Boże – nie ocena jego osiągnięć na czele koalicji 15 października, tylko liczbę inicjatyw, które mógłby zapowiedzieć w środowym exposé, gdyby naprawdę chciał dodać wigoru gospodarce. Wiem, wiem, przy wrogim nowym prezydencie i czterech ugrupowaniach koalicyjnych, z których każde pozycjonuje się już pod kolejne wybory, które – hen – za ponad dwa lata, rozsądna polityka gospodarcza to chodzenie po kruchym lodzie. Ale bynajmniej nie mission impossible. Nicnierobienie jest jeszcze gorsze. Zwłaszcza że wiele zmian da się wprowadzić bez ryzyka prezydenckiego weta.

Jakie zmiany da się wprowadzić bez ryzyka weta?

Po pierwsze – rząd musi koniecznie wywiązać się z obietnicy danej obywatelom i dokończyć pierwszą falę deregulacji, zwłaszcza tam, gdzie nie trzeba zmieniać ustaw. Wykorzystanie sygnałów płynących od apolitycznych organizacji pozarządowych to dobry pomysł na poprawę działania państwa, więc przegląd deregulacyjny warto odbywać co roku, niezależnie od tego, kto rządzi.

Po drugie, premier nie musi zmieniać ustaw, by uporządkować bałagan kompetencyjny w Radzie Ministrów. Trzeba jasno wskazać, kto trzyma tam stery gospodarki. Potrzebna jest silna osobowość, wyposażona w rangę wicepremiera, która połączy kilka rozproszonych resortów. Dziś każdy ciągnie w swoją stronę, a kompetencje np. w sprawach energetyki są rozsmarowane po czterech ministerstwach.

Czy do programu mieszkaniowego da się przekonać prezydenta? Ale gdzie ten program?

Po trzecie, warto wreszcie przygotować sensowny program mieszkaniowy z myślą o młodych. Taki, który rozkręci podaż mieszkań (także w ramach budownictwa społecznego), a nie popyt, jak niesławny „Bezpieczny kredyt 2 proc.” PiS-u, który tylko podbił ceny. Może rząd wyjdzie tu z impasu, a nowy prezydent nie stanie na przeszkodzie, skoro obiecywał młodym mieszkania w czasie kampanii?

Część pieniędzy na obronę ze sprzedaży zbędnych spółek?

Po czwarte, warto uświadomić obywatelom, że gigantyczne wydatki obronne same się nie sfinansują. I nawet jeśli gros z nich pokryjemy długiem, to finanse państwa ucierpią, jeśli nie poszukamy w budżecie oszczędności (np. najdroższe świadczenia społeczne uzależnić od zarobków), a także dodatkowych dochodów, choćby ze sprzedaży zbędnego majątku Skarbu Państwa.

Sam minister aktywów nadzoruje ponad 100 firm, państwowych firm jest w sumie ok. 400, choć tych ważnych dla gospodarki jest tylko 24 (to opinia pewnego VIP-a zbliżonego do premiera). Resztę bez żalu można sprzedać, a nawet należy, skoro padają łupem kolejnych partyjnych nomenklatur. Wydatki obronne to silny argument za zdjęciem klątwy ze słowa „prywatyzacja”, do czego raczej nie trzeba ustaw.

W podatkach może być weto, ale warto spróbować

Po piąte, warto uporządkować i uprościć system podatkowy. Sama naprawa po Polskim Ładzie nie wystarczy. Trzeba rozłożyć obciążenia w miarę równo, niezależnie od źródeł dochodu. Warto przy okazji zlikwidować takie patologie, jak ryczałt podatkowy (urzędnicy wyceniają marżę zysku i w efekcie stawkę podatku) czy zwolnienie z PIT niektórych grup zawodowych, jak rolnicy. Nieodzowne jest też zmniejszenie progresji skali podatkowej, która wypycha wiele osób na samozatrudnienie. 

Po szóste, warto wyciągnąć wnioski z awantury o obniżki składki zdrowotnej dla przedsiębiorców i po prostu włączyć ją do PIT dla wszystkich podatników. A ochronie zdrowia zapewnić stabilny udział w dochodach państwa – przeznaczając nań ustawowe minimum 7 proc. produktu krajowego brutto, tego prognozowanego na dany rok, a nie sprzed dwóch lat, jak obecnie, bo to zwykłe oszustwo. 

Ktoś powie, że nasza „szóstka” postulatów to wishful thinking, pobożne życzenia. Przynajmniej trzy da się wprowadzić bezustawowo, do jednego można spróbować przekonać nowego prezydenta. A dwa pozostałe mogłyby być ciekawą ofertą na dalszą przyszłość. Gdyby tylko premier chciał coś więcej, niż przetrwać do wyborów. 

Tytułowa „szóstka dla premiera” brzmi prowokacyjnie, ale to – broń Boże – nie ocena jego osiągnięć na czele koalicji 15 października, tylko liczbę inicjatyw, które mógłby zapowiedzieć w środowym exposé, gdyby naprawdę chciał dodać wigoru gospodarce. Wiem, wiem, przy wrogim nowym prezydencie i czterech ugrupowaniach koalicyjnych, z których każde pozycjonuje się już pod kolejne wybory, które – hen – za ponad dwa lata, rozsądna polityka gospodarcza to chodzenie po kruchym lodzie. Ale bynajmniej nie mission impossible. Nicnierobienie jest jeszcze gorsze. Zwłaszcza że wiele zmian da się wprowadzić bez ryzyka prezydenckiego weta.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Rząd sięgnie po trik PiS-u
Opinie Ekonomiczne
Piotr Mieczkowski: Polska w cieniu cyberkolonializmu
Opinie Ekonomiczne
Czy wydatki na obronę wyciągną Niemcy z kryzysu
Opinie Ekonomiczne
Michał Szułdrzyński: Polskie firmy dojrzewają do AI. Jak sztuczna inteligencja zmienia biznes