Problem w tym, że jednak brakuje chętnych dlatego rząd zamierza do końca roku umożliwić angażowanie zwykłych lekarzy.
Nowe rygory wprowadziła ustawa z 15 czerwca 2007 r. o lekarzu sądowym (DzU nr 123 poz 849), która obowiązuje od dzisiaj. W założeniu Ministerstwa Sprawiedliwości, będącego jej autorem, ma ona ukrócić – jeśli nie wyeliminować – praktykę nadużywania zwolnień w celu przeciągania postępowań sądowych.
Teraz tylko wybierani i weryfikowani lekarze sądowi będą mogli wystawiać zwolnienia lekarskie osobom wzywanym przez policję, prokuraturę czy sądy w sprawach karnych, jak i cywilnych. Obecnie procedura cywilna w ogóle nie zawiera przepisów, które regulowałyby tryb usprawiedliwiania nieobecności na rozprawie z powodu choroby. Obowiązek dostarczania zwolnień jest od dawna w procedurze karnej, ale ze względu na to, że wystawiali je zwykli lekarze, były nadużycia.
Nowe rygory dotyczyć będą powodów, pozwanych, oskarżycieli, oskarżonych, świadków, ale też obrońców i pełnomocników, czyli adwokatów i radców.
Mechanizm doboru na listę lekarza sądowego będzie publiczny. Kandydat musi się wykazać wysokimi kwalifikacjami zawodowymi, ale też moralnymi. O listy kandydatów z podaniem liczby lekarzy w danych specjalnościach zwracają się do okręgowych rad lekarskich prezesi sądów okręgowych. Następnie dokonują wyboru specjalistów i podpisują z nimi umowy. W razie stwierdzenia nieprawidłowości w ich działaniu mogą umowy rozwiązywać. Szkopuł w tym, że mimo iż ustawa weszła już w życie, kandydatów dramatycznie brakuje, co zresztą środowiska lekarskie dawno sygnalizowały. Na przykład na Dolnym Śląsku cztery sądy okręgowe potrzebują 460 lekarzy, a Izba Lekarska zarekomendowała im zaledwie 40, gdyż tylko tylu się zgłosiło, umowy zaś podpisało jedynie dziesięciu. Podobnie jest w całym kraju (szerzej: „Czy sądy czeka paraliż”, „Rzeczpospolita” z 30 stycznia 2008 r.). Powód? Zbyt niska – zdaniem lekarzy – zapłata za zaświadczenie, mianowicie 80 zł (zresztą do niedawna resort obstawał przy 40 zł).