Pierwszeństwa nie będzie
– Musimy zdać sobie sprawę, że zdjęte w najbliższych dwóch tygodniach terminy rozpraw nie będą później wyznaczane w pierwszej kolejności. Nie sposób ich potem także wyznaczyć wszystkich naraz, bo sąd działa wraz z pełnomocnikami, potrzebne są sale rozpraw, urzędnicy itd. W dodatku są przecież sprawy pilne, które należy załatwiać na bieżąco, a one również wymagają czasu – mówi sędzia Piwnik. Przypomina także, że sytuacja w wymiarze sprawiedliwości jest trudna od lat i nie stworzył jej koronawirus.
Bartłomiej Starosta, sędzia wydziału cywilnego Sądu Rejonowego w Sulęcinie, ma dziś w referacie ok. 350 spraw. Nie wyznacza nowych terminów, bo nie wie, na kiedy ma to robić. Ile czasu trzeba będzie poczekać na rozprawę, kiedy sytuacja wróci do normy? On sam twierdzi, że ok. dwóch miesięcy.
O miesiąc dłużej potrwa to u sędzi Beaty Morawiec z Sądu Okręgowego w Krakowie. Ale, jak zastrzega sędzia, w innych wydziałach może to być dużo dłużej, bo ona orzeka w wydziale odwoławczym i tu terminy wyglądają zupełnie inaczej.
Może po świętach
Z zamieszaniem wywołanym koronawirusem musi też sobie poradzić prezes Maciej Strączyński z Sądu Okręgowego w Szczecinie.
– Wydałem zarządzenie w tej sprawie. Nowe terminy są wyznaczane na czas przypadający nie wcześniej niż po świętach wielkanocnych – mówi „Rzeczpospolitej". Nie ma też najmniejszych wątpliwości, że cała ta sytuacja odbije się na pracy sądów.
W efekcie, jak mówi, obawia się jednak, że na koniec roku to wszystko i tak okaże się „winą sędziów".