Jest pan prezesem NSA. Sądownictwo administracyjne od lat funkcjonuje bez zarzutu. Obca jest mu przewlekłość czy kłopoty sądownictwa powszechnego. Ma pan pomysł, jak je uzdrowić?
Roman Hauser: Nie jestem cudotwórcą. Ale skalę jego problemów znam chyba nieźle. W sądownictwie administracyjnym też były problemy, ale w proporcjonalnie mniejszej skali. Dziś cieszą publicznie dostępne dane statystyczne, z których wynika, że przeciętnie wojewódzkie sądy administracyjne rozpatrują sprawy w ciągu trzech miesięcy, a Naczelny Sąd Administracyjny w ciągu 13–14 miesięcy. W sądach powszechnych również nie jest tak źle, jak czasem słyszymy. Analiza europejskich badań statystycznych pokazuje, że okres rozpoznania sprawy w Polsce nie odbiega od przeciętnych wyników w Europie i jest porównywalny np. z wynikami sądów niemieckich. Mamy przede wszystkim świetną kadrę sędziów, referendarzy, asystentów, a warunki lokalowe sądów są również coraz lepsze. Dziś musimy dać sędziom spokój orzekania, dobre, stabilne prawo, a przede wszystkim przestać wciąż reformować przepisy, w tym dotyczące tak zasadniczych kwestii jak np. organizacja i ustrój sądownictwa. Trzeba zadbać o kadrę administracyjną, która od lat ma zamrożone wynagrodzenia, dokonać przeglądu kognicji sądów. Czy to nie marnowanie publicznych pieniędzy, gdy świetnie wyedukowany sędzia zawodowy musi rozstrzygać, czy ktoś popełnił wykroczenie, bo wyprowadzał psa bez kagańca?
Uważa pan, że nadzór administracyjny nad sądownictwem powszechnym jest potrzebny ministrowi sprawiedliwości? Sędziowie chcieliby nadzoru pierwszego prezesa SN.
Trzeba się wspólnie zastanowić i zbadać, czy model nadzoru, który funkcjonuje od lat, jest właściwy i czy na pewno się sprawdził. Gdyby się okazało, że to jedynie przepis ustawowy, nieprzynoszący efektów, to może warto pomyśleć o innych rozwiązaniach. Jak widać, sądownictwo administracyjne działa sprawnie bez nadzoru ministra. Ten uzasadnia swoje kompetencje do sprawowania nadzoru m.in. tym, że musi zapobiegać przewlekłości postępowań. A przecież od lat funkcjonuje skarga na przewlekłość postępowania. Każda ze stron może ocenić, czy postępowanie toczy się przewlekle, i ewentualnie skorzystać z tej skargi. Kwota odszkodowania sięga 20 tys. zł i to działa. Oczywiście bardzo często to system jest przeciążony i nawet, gdyby sędziowie bardzo chcieli, to i tak nie zdołają wszystkich spraw rozstrzygnąć szybko. Z roku na rok rośnie napływ spraw, a kadry nie.
Jeśli znajdziemy argumenty, że nadzór ?pierwszego prezesa SN lub KRS jest efektywniejszy, a rozprawy będą szły sprawniej i szybciej, to minister sam ten nadzór odda, bo dla niego równie ważne jest, żeby polskie sądownictwo pracowało jak najlepiej i tak było postrzegane.