Reklama

Sędzia Mariusz Ulman: Hejt wieczorową porą

Z mediów społecznościowych dowiedziałem się, że jestem: zdrajcą, bandytą, złodziejem, przestępcą, karykaturą, uzurpatorem, pasożytem, a nawet żałosnym pajacem. Pojawiły się również określenia bardziej dosadne, a mianowicie: debil, gnój, hycel, śmieć.

Publikacja: 01.10.2025 11:30

Mariusz Ulman

Mariusz Ulman

Foto: materiały prasowe

Tytuł nawiązuje w oczywisty sposób do jednej z najlepszych polskich komedii wszech czasów: „Brunet wieczorową porą”. Młodszym czytelnikom należy wyjaśnić, że jest to komedia kryminalna, w której główny bohater zostaje uwikłany w morderstwo. Przy pomocy przyjaciela udaje mu się rozwikłać sprawę i samemu odnaleźć prawdziwego zabójcę. W jednej z końcowych scen filmu pada od funkcjonariusza milicji pytanie, po czym rozpoznał, że jego sąsiad jest przestępcą. Nasz bohater odpowiada, że po czerwonym kapeluszu i dodaje: „Czerwony kapelusz jest właściwie zawsze podejrzany, proszę pana. Niech pan pamięta”.

Mariusz Ulman: Spodziewałem się hejtu, jednak jego zakres nieco mnie zaskoczył

W połowie lipca zostałem powołany na stanowisko rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych. Jest to stanowisko niszowe, co prawda funkcjonujące od wielu lat, ale do niedawna nieznane szerszemu gronu Polaków. Dlatego też, choć spodziewałem się krytyki, a nawet hejtu, jako że rodacy lubią hejtować wszystkich i wszystko, to jednak jego zakres nieco mnie zaskoczył.

Bardzo szybko dowiedziałem się bowiem z mediów społecznościowych, głównie platformy X, że jestem: zdrajcą, bandytą, złodziejem, przestępcą, karykaturą, uzurpatorem, pasożytem, a nawet żałosnym pajacem. Pojawiły się również określenia bardziej dosadne, a mianowicie: debil, gnój, hycel, śmieć, twór, a nawet zostałem nazwany słowami na k i c.

Czytaj więcej

Mariusz Ulman: Główny zarzut? Że nie wyrzuciłem z biura KRS poprzednich rzeczników

Życzliwi komentujący starali się również mi pomóc, wskazując kierunki mojego działania jako rzecznika, a mianowicie że mam spie…, ewentualnie wyp…, tudzież j… się, bądź udać się na śmietnik. Bardziej przewidujący wskazywali również, że będę siedział.

Reklama
Reklama

Część zarzutów dotyczyła pochodzenia, miałem mianowicie być Niemcem, Ukraińcem, Żydem, a nawet Ruskiem, cokolwiek by to nie miało znaczyć. Dowiedziałem się również, że jestem bodnarowcem, a nawet banderowcem. W ślad za tymi ostatnimi określeniami poszły nawoływania, abym został wyrzucony z Polski, ewentualnie deportowany na Ukrainę, a czasem po prostu skrótowo pisano: won!

Część wniosków, odnośnie do pochodzenia, wyciągano z brzmienia nazwiska, które – zdaniem piszących – jasno miało wskazywać na niemieckie, bądź żydowskie pochodzenie. Oba kierunki są akurat chybione, jako że część moich dalekich przodków pojawiła się na terenie Rzeczpospolitej Polskiej emigrując z Austrii. Z kolei, co być może skonfunduje wielu wyznawców teorii spiskowych, końcówka „man” bynajmniej nie sugeruje żydowskiego pochodzenia, za to na takowe często będą wskazywały typowo polskie nazwiska jak: Dobrowolski, Piasecki, Majewski bądź Wrzesień czy Piątek.

Czytaj więcej

Awantura o rzecznika dyscyplinarnego sędziów. Spór rozstrzygnie Sąd Najwyższy

Czy określenie „żydowski sędzia” to obelga?

Wątek ten był jednak drążony i zostałem nawet nazwany „żydowskim sędzią”. Trudno jednak przyjąć, że miało to stanowić obelgę, jako że sformułowanie to przecież odnosi się do opisanych w Piśmie Świętym sędziów (Księga Sędziów), których było jedynie dwunastu, a byli powołani przez Boga do ratowania ludzi. Jeżeli więc ktoś chciał mnie w ten sposób obrazić, było to wybitnie nieudolne usiłowanie (art. 13 § 2 k.k.).

Dostrzec jednak należy również pozytywy – często „wyzwiska” zaczynały się od zaimka Ty pisanego wielką literą, co wskazuje przecież jednoznacznie, że hejtująca mnie osoba jednocześnie obdarzała mnie szacunkiem. Należy również docenić, że w zasadzie nie było we wpisach błędów ortograficznych, a zazwyczaj również interpunkcyjnych, co z kolei świadczy o dużej staranności piszących.

W zasadzie na kierowany do mnie hejt należałoby zrzucić zasłonę milczenia, jako że jest to najlepszy sposób reakcji na tego typu działania. Jednakże nie można tego pominąć, gdyż część tego typu „zarzutów” kierowali w stosunku do mnie sędziowie, ewentualnie członkowie ich rodzin. Niektóre wpisy były bowiem podpisane, pojawiały się jako komentarze do wpisów sędziów, a w pozostałych wypadkach trudno się oszukiwać i sądzić, że przeciętny człowiek nie tylko wie, że istnieje ktoś taki jak rzecznik dyscyplinarny, a nadto wie, jak się nazywa, a dodatkowo jeszcze ma powód by go hejtować w internecie.

Reklama
Reklama

Na szczególną uwagę zasługują wpisy jednego z bardziej znanych sędziów, dość mocno – w odróżnieniu ode mnie – komentującego w różnych mediach społecznościowych i zamkniętych, choć niehermetycznych forach, sytuację w polskim sądownictwie. Na samym początku ów sędzia stwierdził, że źle mi z oczu patrzy, potem formułował zarzuty co do mojej torby, z którą chodzę do pracy, następnie co do tego, co piszę i robię, również w wolnym czasie, a nawet, co do tego, co noszę na głowie. Zadajcie sobie Państwo pytanie, czy wiecie, w co wasz kolega z pracy był wczoraj ubrany, jaką torbę miała koleżanka, a jaką czapkę ubrało dziecko sąsiadów. Ilość informacji, jaką posiadał i rozpowszechniał na mój temat ów sędzia, wskazywała, że musi mnie bacznie obserwować (śledzić?), co zakrawa wręcz na stalking.

Czytaj więcej

MS potwierdza: jest nowy główny rzecznik dyscyplinarny dla sędziów. To kobieta

Jak sędziowie hejtują innych sędziów

I na koniec dwa najciekawsze przypadki. Jeden z sędziów, również – jak poprzednik – podpisany z imienia i nazwiska, na platformie X napisał m.in.: „Patrzę na pana. Ja i wielu prawników”. Swój wpis okrasił zdjęciem, tyle że nie moim, a innej osoby, nawet niespecjalnie podobnej do mnie. Jedynym elementem nas łączącym była broda.

Z kolei inny sędzia, również nieanonimowy, zapewne po dokonaniu obszernej kwerendy, ustalił, że takie samo nazwisko jak ja, w latach 50. ubiegłego wieku, nosiły dwie kobiety będące pracownikami cywilnymi MO (nie dociekł jednak na jakim stanowisku), a jedna nawet była funkcjonariuszką UB. Swoje odkrycie okrasił stwierdzeniem: „czemu mnie ten wybór nie dziwi”. Co prawda ja urodziłem się w latach 70., a moja rodzina na Opolszczyznę sprowadziła się w latach 60., to jednak zdaniem tego, bardzo popularnego w pewnych kręgach sędziego, miało to znaczący wpływ na dokonany przez ministra Bodnara wybór.

Może i nie zasługiwałoby to na szczególną uwagę, gdyby nie to, że pierwsza z tych osób to sędzia Sądu Najwyższego, a druga wciąż czeka na wręczenie przez prezydenta nominacji do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Czytaj więcej

Patrycja Pobideł, Mariusz Ulman: Sądownictwo czeka na lepsze projekty
Reklama
Reklama

Wielokrotnie już wskazywałem, w tym również na łamach „Rzeczpospolitej”, i tym bardziej teraz to stanowisko podtrzymuję, że problemu neosędziów nie upatruję w samym fakcie uczestnictwa w procedurze ich nominacji wadliwie powołanej Krajowej Rady Sądownictwa, ale przede wszystkim w tym, że pod rządami KRS ostatnich dwóch kadencji bardzo często, zwłaszcza na wyższe stanowiska, nominację otrzymywały osoby, których umiejętności i cechy osobowościowe kompletnie do tego niepredestynowały.

Przychodzi mi w tej sytuacji na myśl smutna konstatacja. Jeśli ktoś z Państwa ma sprawę w sądzie i będzie ona rozpoznawana przez neosędziego, nawet w SN, czy NSA, to może się okazać, że przegracie ją nie dlatego, że nie mieliście racji, że prawda i prawo nie były po Waszej stronie, ale dlatego, że być może Wasz wzrok lub wygląd nie spodobał się orzekającemu sędziemu, a może dokumenty będziecie trzymać w nieodpowiedniej teczce, a może nawet dlatego, że sędzia pomylił osoby albo sprawy.

I na koniec należy stanowczo podkreślić:

Broda i nazwisko są zawsze podejrzane. Niech Państwo pamiętają.

Autor jest sędzią Sądu Rejonowego w Nysie, byłym głównym rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów

Reklama
Reklama

Tytuł nawiązuje w oczywisty sposób do jednej z najlepszych polskich komedii wszech czasów: „Brunet wieczorową porą”. Młodszym czytelnikom należy wyjaśnić, że jest to komedia kryminalna, w której główny bohater zostaje uwikłany w morderstwo. Przy pomocy przyjaciela udaje mu się rozwikłać sprawę i samemu odnaleźć prawdziwego zabójcę. W jednej z końcowych scen filmu pada od funkcjonariusza milicji pytanie, po czym rozpoznał, że jego sąsiad jest przestępcą. Nasz bohater odpowiada, że po czerwonym kapeluszu i dodaje: „Czerwony kapelusz jest właściwie zawsze podejrzany, proszę pana. Niech pan pamięta”.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie Prawne
Beata Kocięcka: Racjonalne zasady wynagradzania bez fikcji
Opinie Prawne
Bogusław Chrabota: Sędziowie i Pegasus
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Kto się boi przymusowych etatów?
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podatników wszyscy mają tam, gdzie mają
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Tonący neosędziów się chwyta
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Mądry przedsiębiorca po szkodzie
Opinie Prawne
Bartosz Pilitowski: Prawem i lewem ministra Żurka
Opinie Prawne
Marcin Malecko: Ochrona sygnalistów - wyzwania na przyszłość
Reklama
Reklama