70 proc. sędziów, którzy dopiero co odebrali nominacje, składa wnioski o przeniesienie na inne miejsce służbowe – wynika ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości. Najczęściej do mniejszych miast.
Zdarza się, że to wnioski kaskadowe, tzn. składa je kilku sędziów np. jednego wydziału, którzy chcą trafić razem do innego sądu (mniejszego). Minister godzi się rzadko. Powód? Od lat trwa dyskusja o sądach nadmiernie obłożonych pracą. Tak jest np. w większości dużych miast. Kiedy więc wygasają etaty w miastach mniejszych, minister sprawiedliwości przerzuca etaty do miast większych, by wspomóc tamtejsze sądy. Sędziowie zainteresowani nominacją na wakat startują więc w konkursach na etat do miast większych, nawet jeśli mieszkają daleko od niego.
– Start w konkursie w dużym mieście to dla wielu jedyna szansa, by w ogóle trafić do zawodu – wyjaśnia sędzia Krystian Markiewicz.
Jacek Gorguła, małopolski sędzia, mówi wprost: – Orzekałem w dużym sądzie, ale musiałem się przenieść do mniejszego. Powodem był nie brak chęci do pracy i ucieczka przed obowiązkami, tylko realne szanse na zakup mieszkania w małym mieście. Na zakup w Krakowie nie było mnie stać.
Powoli problemem dla sędziów orzekających poza miastem, w którym mieszkają, stają się koszty dojazdów. Kiedy podejmowali decyzję, że godzą się na dojazdy, gwarantowano im zwrot kosztów podróży. Teraz, powołując się na oszczędności, kilometrówki obcięto. Wielu więc przestaje się opłacać orzekanie daleko od domu.