Dużo emocji i zainteresowania wywołuje ostatnio Trybunał Stanu. Instytucja bardzo rzadko wykorzystywana w naszej polskiej rzeczywistości. Jak pan ocenia to, co teraz się dzieje w TS?
Trybunał Stanu został powołany w okresie PRL-u ustawą z 26 marca 1982 r., w zamierzeniu po to, aby osądzić I sekretarza PZPR Edwarda Gierka, ale nie doszło do jego procesu. Wcześniej Trybunał Stanu istniał w okresie międzywojennym. Odbyła się tylko jedna rozprawa przeciwko Gabrielowi Czechowiczowi, ministrowi skarbu w rządzie marszałka Józefa Piłsudskiego. Ta sprawa została umorzona. Po 1990 r. Trybunał Stanu skazał dwie osoby w tzw. aferze alkoholowej, a uniewinnił trzech ministrów, w tym Czesława Kiszczaka. Zaś w XXI wieku umorzono, trwające wiele lat, postępowanie wobec ministra Emila Wąsacza. Te nieliczne postępowania przed Trybunałem Stanu wskazują na jego niewielką efektywność. Jak się więc w praktyce okazuje, wypowiadane przez polityków w debatach zapowiedzi postawienia konkretnej osoby przed Trybunałem Stanu, gdy w końcu do tego dojdzie, to najczęściej nie ma orzeczenia skazującego.