Trwa ostra dyskusja o statusie sędziów wyłanianych w drodze konkursów prowadzonych przez nową Krajową Radę Sądownictwa, a wciąż niepewna jest sytuacja asesorów, którzy po aplikacji zostali wyłonieni w konkursach przed nią.
To się im należy
Aplikacja sędziowska trwa 36 miesięcy. Prowadzi ją Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury. Aplikanci, którzy ją odbyli i zdali egzamin sędziowski, mogą zostać asesorami. Mianuje ich na czas nieokreślony prezydent na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa. Kolejny etap to przejście do sądu rejonowego po czterech latach asesury (także przy udziale KRS). To konieczność, żeby nie stracić wielu lat poświęconych na dojście do upragnionego zawodu sędziego. W dobie kwestionowania prawidłowości konkursów prowadzonych przez KRS, a następnie – na ich podstawie – powołań prezydenckich los tych młodych prawników budzi niepokój.
Czytaj więcej
Izba Dyscyplinarna SN ma być dalej zamrożona, a zmiany w sądownictwie odbędą się bez udziału KRS.
– Ci doskonale wykształceni prawnicy nie mają innej drogi. Tylko tak po aplikacji i egzaminie mogą rozpocząć karierę w zawodzie – mówi „Rz" prokurator Piotr Kosmaty z Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. A prawo mówi wyraźnie, jak o asesurę należy się ubiegać.
– To według mnie stan wyższej konieczności – uważa sędzia Waldemar Żurek. I dodaje, że w jego opinii należy poświęcić dobro wartości niższej, by ratować wyższą wartość. – Te osoby przed laty zawarły swego rodzaju kontrakt z państwem, ale ono na pewnym etapie zmieniło reguły gry i powołało „swoją" KRS, dla mnie neoKRS – mówi sędzia Żurek. Uważa więc, że asesorów po szkole, którzy nie mają innego wyjścia, tylko stanąć przed KRS, należy potraktować inaczej niż sędziów, którzy mają już swój status i chcą awansować choć powinni się wstrzymać.