Rz: W latach od 2007 do 2009 był pan ministrem sprawiedliwości. Nie zawsze się pan zgadzał z Krajową Radą Sądownictwa. Nie przyszło panu do głowy, by ją zmienić?
Zbigniew Ćwiąkalski:
Nie. Choć powiedziałbym wręcz, że często się nie zgadzałem. Jako minister starałem się dość regularnie bywać na jej posiedzeniach. Wiem, że przychodził na nie też mój poprzednik minister Lech Kaczyński. Nawet jednak wtedy, gdy byłem innego zdania, dyskusje były merytoryczne.
Nie denerwowało pana, że sędziowie, mając większość, zawsze przegłosowywali to, co chcieli. Także kandydatury na urząd.
Chodzi o to, że nie zawsze sędziowie przegłosowywali swoich kandydatów. Ja chciałem, żeby więcej trafiało praktyków: adwokatów, radców prawnych, pracowników naukowych. I czasem się udawało. To oni wygrywali konkursy z sędziami czy ich kandydatami. Ale rzeczywiście, relacje były trudne, choć na kulturalnym poziomie. Pamiętam, jak podczas jednego z posiedzeń zapowiedziałem podwyżki dla sędziów. Ówczesny przewodniczący KRS szybko zdyskredytował moje słowa.