Kontrowersje wywołało „ujawnienie się" trójki kandydatów na sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu (ETPC), kiedy okazało się, że nie tylko są powiązani z obecną władzą, ale też ich wybór dokonywał się mało transparentnie. Nie było publicznego wysłuchania ani prezentacji nazwisk. Opinia publiczna dowiedziała się o nich właściwie przypadkiem. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie uznało bowiem za stosowne poinformować o swoich decyzjach komunikatem, o konferencji prasowej nie wspominając.
Czytaj także:
Wybory do Trybunału Praw Człowieka pełne wątpliwości
Prof. Hofmański prezesem trybunału w Hadze
Dlaczego zdecydowano się na „partyzancką" taktykę? Taki tryb powoływania sędziów europejskich utrzymuje się od lat. Już w 2012 r. szef MSZ Radosław Sikorski wprowadził „poufny" i polityczno-urzędniczy tryb wyboru. Kandydatów miał weryfikować zespół złożony z ministrów, wiceministrów, dyrektorów departamentów MSZ i Ministerstwa Sprawiedliwości. W procedurze zabrakło udziału środowiska sędziowskiego, naukowego, a także jawnej debaty nad kandydaturami. PiS utrzymał ten stan rzeczy. Dziś spotyka go zasłużona krytyka, bo wpisał kolejny element w partyjną wizję państwa.