Tym samym niepewność kto ma kierować dwiema z pięciu izb SN trwała tylko jeden dzień. Poniedziałek 30 września był ostatnim dniem urzędowania dwóch prezesów SN: Józefa Iwulskiego  w Izbie Pracy i Dariusza Zawistowskiego w Izbie Cywilnej.

Czytaj też: 

Sąd Najwyższy bez prezesów w dwóch izbach

Sędzia dr Piotr Prusinowski był jednym z trzech kandydatów na prezesa Izby Pracy, których sędziowie tej Izby wybrali jeszcze pod koniec kwietnia, a więc bardzo wcześnie. Pojawiły się nawet spekulacje, czy nie po to by ubiec kolejne nominacje do tej izby, które jednak nie nastąpiły, a ze strony prezydenta nie było żadnych zastrzeżeń do wyborów.

Bardziej skomplikowana sytuacja była w Izbie Cywilnej, gdzie też większość mają starzy sędziowie i oni przegłosowali dwa miesiące temu odroczenie zgromadzenia wyborczego do czasu zakończenia postępowań przed TSUE w sprawach z wniosku Komisji Europejskiej dotyczącego Izby Dyscyplinarnej SN oraz dwóch pytań prejudycjalnych o status nowych sędziów. Ostro na to posunięcie zareagowała wtedy dr Małgorzata Manowska, I prezes SN, że to kolejny przejaw "proceduralnej przemocy", mającej na celu wykluczenie sędziów SN powołanych przez prezydenta na wniosek KRS obecnej kadencji, czyli tzw. nowych.

Jednak wprowadzony do ustawy o Sądzie Najwyższym jedną z "noweli naprawczych" przepis awaryjny pozwala w razie braku kworum na zgromadzeniu wyborczym, czyli 2/3 sędziów, zwołać kolejne, gdzie wystarczy 1/2 sędziów, a gdyby i to podejście nie udało się, jeszcze kolejne, gdzie wystarczyłaby 1/3 sędziów. A ponieważ w liczącej 27 sędziów Izbie Cywilnej nowych jest 11, to mogą przeprowadzić to awaryjne zgromadzenie i przedstawić prezydentowi kandydatów na prezesa. To jest zresztą podstawowy obowiązek pełniącego obowiązki prezesa Izby, czyli I prezes Manowskiej.