Pewna pani mecenas żali się czytelnikom „Rz", że gdy stawała pierwszy raz w Sądzie Najwyższym, jej rozprawa opóźniła się o ponad 100 minut. Akurat w SN opóźnienia są niewielkie w porównaniu choćby z sąsiednim sądem apelacyjnym. Pana sąd ponoć przestrzega rozkładu wokandy?
Tomasz Kałużny, prezes Sądu Rejonowego w Białymstoku:
Owszem. Doświadczeni sędziowie nie mają problemu ani z zaplanowaniem wokandy, ani z przeprowadzeniem czynności na rozprawie. Po kilku rozprawach na początku dnia można zaplanować przerwę, która zostanie skrócona w razie opóźnienia. Należy też zwyczajnie dyscyplinować strony i ich pełnomocników, by eliminować zbyt obszerne wywody i powtarzanie argumentacji przedstawionej w pismach. Przyznaję jednak, że problem opóźnień istnieje i staje się ogromnym wyzwaniem w związku z koniecznością wyznaczania więcej spraw na wokandy.
Nie wiem, czy owa adwokatka śpieszyła się na inną rozprawę, tak czy inaczej adwokat też chyba ma prawo do zaplanowania dnia?
Każdy ma prawo. Punktualność jest oznaką szacunku dla uczestników postępowań sądowych. Szczególnie w obecnym szybkim świecie tzw. zarządzanie sobą w czasie wymaga świadomości oraz konsekwencji. Poruszana problematyka jest jednym z głównych tematów szkoleń z organizacji pracy. Zadbanie o minuty gwarantuje, że godziny same się o siebie zatroszczą. Zarówno sędzia, jak i mecenas są odpowiedzialni za sprawne wykonywanie czynności na rozprawie. Należy pomijać rzeczy niepotrzebne, poświęcać mniej czasu na kwestie małe, a więcej na większe. Należy planować 60 proc. czasu, 20 proc. rezerwować na epizody nieoczekiwane (różnego rodzaju zakłócenia), a nadto zarezerwować kolejne 20 proc. na działania spontaniczne. Planowanie wizyty w sądzie wymaga również uwzględnienia reguł zarządzania czasem, przewidzenia rezerwy.