O tym, na ile nasz kraj jest zabezpieczony pod względem żywnościowym, dyskutowali uczestnicy debaty pt. „Bezpieczeństwo żywnościowe – zrównoważone rolnictwo – środki zapewniające efektywność produkcji”.

– Jeżeli chodzi o obraz statystyczny, to bezpieczeństwo żywnościowe w Polsce jest w całkiem niezłej kondycji. Tak ocenia instytucja międzynarodowa i tak oceniamy my jako GUS. Według Globalnego Indeksu Bezpieczeństwa Żywnościowego, a to indeks, który bierze pod uwagę różne czynniki wpływające na bezpieczeństwo żywnościowe, a więc i aspekty cenowe, i jakościowe, ale też uwarunkowania naturalne i odporność na zmiany klimatu, to Polska zajmuje aktualnie 21. miejsce na 113 badanych krajów. I co istotne, w ciągu ostatniej dekady nasz kraj systematycznie poprawiał swą pozycję, gdyż wcześniej byliśmy klasyfikowani wśród państw o umiarkowanym bezpieczeństwie żywnościowym, a teraz jesteśmy traktowani jako kraj o wysokim bezpieczeństwie żywnościowym – wskazała Renata Bielak, wiceprezes Głównego Urzędu Statystycznego.

Pniemy się w górę

– Polska nie jest wyizolowana, jest elementem systemu globalnego, ale indeks wskazuje, że w skali świata bezpieczeństwo żywnościowe niestety się zmniejsza. I to jest niedobra wiadomość. Według danych FAO, a więc agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych, odpowiedzialnej za żywność i rolnictwo, ok. 8 proc. populacji świata cierpi na niedożywienie, w tym całkiem spora liczba w Europie. Szacujemy, że w Polsce odsetek osób niedożywionych to ok. 2–2,5 proc., ale bezpieczeństwo w Polsce jest na niezłym poziomie i wskazuje na to choćby krajowa produkcja rolnicza, która zaspokaja potrzeby krajowe i pozwala na wyprodukowanie nadwyżek, które są eksportowane. Bilans handlowy towarami rolno-spożywczymi jest dodatni, tzn. że więcej eksportujemy, niż importujemy. Natomiast są też wskaźniki, które pokazują, że mamy wyzwania w zakresie bezpieczeństwa żywnościowego. Przykładowo od wydatków na badania i rozwój zależy zwiększanie efektywności produkcji rolniczej i możliwości jej adaptacji do zmian klimatu. Tu jest dużo do nadrobienia – dodała wiceprezes GUS.

– Musimy sobie zdać sprawę z tego, że bezpieczeństwo żywności, obok militarnego i energetycznego, jest kluczowe. I ta świadomość w wymiarze społecznym musi przyjść. Często mówimy pogardliwym językiem o rolnikach i o rolnictwie i często robią to nawet moi koledzy i koleżanki, z czym ja się absolutnie nie zgadzam, bo musimy sobie zdawać sprawę, że zaglądając do własnej lodówki, widzimy, czym jest bezpieczeństwo żywnościowe. To jest rzecz, która jest namacalna, którą możemy zobaczyć. Dostępność, jakość i bezpieczeństwo sanitarne to komfort. Te trzy filary, na których buduje się bezpieczeństwo żywnościowe, są spełniane – wskazała Alicja Łepkowska-Gołaś, posłanka, przewodnicząca podkomisji stałej do spraw bezpieczeństwa żywności w Sejmie, podkreślając, że bezpieczeństwo to nie tylko ilość żywności, ale i jej jakość. – Oddzielną kwestią jest eksport. Polskie produkty są pożądane na globalnym rynku, o czym świadczy choćby wynik z 2024 r., kiedy to wartość eksportu artykułów rolno-spożywczych wyniosła 54 mld euro – dodała.

Wsparcie systemowe

– Oczywiście jesteśmy bezpieczni żywnościowo, a nasza żywność jest bardzo zdrowa, produkowana w sposób chroniący środowisko. Jest tu oczywiście sporo do zrobienia, ale jednak polscy rolnicy są odpowiedzialni. I to trzeba podkreślać, zwłaszcza kiedy mówimy o umowie z blokiem Mercosur, próbując powstrzymać napływ żywności produkowanej tam w zupełnie inny sposób. Polski rząd powinien wspierać rolnictwo w sposób systemowy – mówiła Monika Piątkowska, senator RP. Cóż to znaczy wsparcie systemowe? – Na pewno musimy, i to jest w mojej ocenie zadanie nr 1, obniżać koszty produkcji rolnej. Produkcja rolna w Polsce i Unii Europejskiej musi być opłacalna. Jeżeli zabijemy jej konkurencyjność, otworzymy rynki na dużo tańsze produkty, choćby nawet z krajów UE, ale produkowane nie z taką odpowiedzialnością jak w Polsce, to zabijamy produkcję żywności w Polsce. Tu nie ma żadnych dywagacji. Z drugiej strony istotne jest otwieranie nowych rynków zbytu, ich dywersyfikacja. Biznes dokładnie wie, gdzie handlować, i państwo (m.in. służby weterynaryjne, MSZ, KOWR, PAIH) powinno biznesu słuchać. Jeżeli biznes mówi, że np. Algieria, Maroko, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska są rynkami perspektywicznymi, to strona rządowa powinna otwierać te rynki, gdzie biznes tego zrobić nie może. Mówię tu o stronie formalno-prawnej. To są systemowe rozwiązania, które powinny być realizowane bez względu na to, jaka opcja polityczna będzie rządzić – dodała Piątkowska, twierdząc też, że rolnicy nie chcą dotacji z UE, co jednak, jak się okazuje, wygląda inaczej w warstwie werbalnej, a inaczej w realnej.

– Odnośnie do dopłat z Unii Europejskiej przypomnę, że do Polski od 2004 r. na wspólną politykę rolną (WPR) trafiło 85 mld euro. Rolnicy faktycznie mówią, że nie potrzebują dotacji, ale to nie do końca jest prawda. Niestety, ponad 40 proc. dochodów polskich rolników pochodzi z dotacji. Trzeba sobie z tego zdać sprawę w dzisiejszej sytuacji rolno-ekonomicznej. Bez tych pieniędzy polski rolnik nie miałby szansy funkcjonować. Zgadzam się absolutnie, że rozwiązania systemowe są najważniejsze, ale WPR z jednej strony pomogła rolnikom, a z drugiej zrobiła coś złego dla rolnictwa, petryfikując dotychczasową strukturę gospodarstw rolnych, których oficjalnie mamy ciągle 1,3 mln. Kluczowa jest jednak liczba gospodarstw produkcyjnych działających efektywnie, a tych jest 300 tys., maksymalnie 400 tys. Pozostałe funkcjonują tylko na swój użytek – mówił prof. Sławomir Kalinowski, kierownik Zakładu Ekonomii Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk. I jak dodał, petryfikacja struktury gospodarstw ze względu na dopłaty bezpośrednie z drugiego filaru powoduje, że ponad połowa polskich gospodarstw ma mniej niż 5 ha, a prawie trzy czwarte – mniej niż 10 ha. – I to jest niepokojące, także dlatego, że mamy do czynienia z bardzo dużym obszarem nieformalnej dzierżawy gospodarstw rolnych, co powoduje, że średnio teoretycznie mamy na gospodarstwo niecałe 12 ha, a praktycznie nie wiemy, ile gospodarstw faktycznie funkcjonuje – podkreślił prof. Kalinowski.

Wartość rolnictwa regeneratywnego

Mówiąc o wsparciu finansowym, podstawową kwestią jest, aby środki wzmacniały tę część rolnictwa, która jest w pewnym sensie odnawialna. Chodzi o odnowienie najcenniejszego zasobu, jakim jest przyroda, a dla rolników jest to po prostu gleba. Ulega ona erozji z wielu powodów, w tym przez czynniki klimatyczne – susze czy powodzie. Z ostatnich raportów wynika, że na terenie Unii Europejskiej już 61 proc. gleb jest zdegradowanych, co wprost oznacza, że zasoby się kurczą. Dlatego jako Nestlé proponujemy przejście na taki rodzaj rolnictwa, który obniża presję i umożliwia odnawianie tego cennego zasobu, a więc rolnictwo regeneratywne – mówił dr Jacek Czarnecki, dyrektor Regulatory & Scientific Affairs na Europę Środkowo-Wschodnią w Nestlé.

Rolnictwo regeneratywne opiera się na trzech filarach: dbałości o glebę i jej zdrowie, wzmacnianiu bioróżnorodności ekosystemów rolniczych oraz odpowiedzialnym gospodarowaniu zasobami wodnymi. Dbałość o glebę i bioróżnorodność są ściśle powiązane, ponieważ gleba jest również ekosystemem, w którym jest miejsce dla wielu gatunków. Rolnictwo monokulturowe natomiast wyjaławia glebę, co w konsekwencji powoduje obniżenie plonów. Obniżanie presji na zasoby wodne jest trzecim kluczowym filarem rolnictwa regeneratywnego.

Chciałbym zaznaczyć, że globalnie ponad 21 proc. surowców pozyskujemy w ten sposób, a w ciągu kolejnych pięciu lat planujemy podwoić tę wartość. W Polsce prawie 100 gospodarstw już wdraża ten model, a to dopiero początek – wyliczał Czarnecki.

Dlaczego polski rolnik miałby wchodzić w ten model uprawy? Jakie korzyści wynikają z rolnictwa regeneratywnego?

Jako pierwsi do programów zgłaszają się rolnicy, którzy sami doświadczają skutków zmian klimatycznych i szukają sposobów na to, jak im sprostać. Rolnictwo regeneratywne skupia się na zdrowiu i odporności gleby, podstawowym warsztacie pracy rolnika. Dzięki konsekwentnemu wdrażaniu tych praktyk odzyskuje ona swoje właściwości i staje się bardziej odporna na warunki pogodowe, a uprawy stają się bardziej przewidywalne. Istotny jest także transfer wiedzy, na podstawie której to rolnik podejmuje decyzje o wdrażaniu konkretnych praktyk regeneratywnych. Warto podkreślić, że programy te są zasilane finansowo przez biznes w pierwszych latach zmiany sposobu upraw, czy to przy wdrażaniu konkretnych praktyk, czy zakupie maszyn. W przypadku bardziej zaawansowanych gospodarstw stosowane są modele premiowania, czyli lepszego wynagradzania za surowce. Dla rolników to także długofalowe powiązanie z odbiorcami surowców, ponieważ programy te są wieloletnie.

Podczas dyskusji wskazano też, że pomiędzy rolnictwem konwencjonalnym i regeneratywnym jest też jeszcze rolnictwo ekologiczne. – Na poziomie UE już w latach 90. XX w. utworzono systemy jakości żywności odpowiednio wyższe, czyli nie tylko te pochodzące z rolnictwa intensywnego, wysoko towarowego, które oczywiście też spełniają wszystkie wymagania. Należy do nich rolnictwo ekologiczne, czyli połączenie dbałości o glebę, płodozmianu i przede wszystkim niestosowanie nawozów chemicznych. To także dobrostan zwierząt i zakaz GMO. To system dla producentów, którzy są gotowi podjąć wyzwanie, bo jest to produkcja dużo trudniejsza. Trzeba się zmierzyć z chorobami roślin, kiedy plantacji nie można potraktować pestycydem, ale ekoprodukt jest już coraz częściej poszukiwany przez konsumentów, dla których oprócz walorów smakowych ważne są też kwestie związane z ochroną środowiska i dobrostanem zwierząt – mówiła Małgorzata Waszewska, dyrektor Biura Rolnictwa Ekologicznego i Produktów Regionalnych w Głównym Inspektoracie Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. – Rolnictwo ekologiczne w Polsce wygląda coraz lepiej. Mamy 25 tys. producentów ekologicznych, z czego gospodarstw rolnych jest ok. 23 tys. Mamy teraz największą powierzchnię, odkąd weszliśmy do Unii, to 690 tys. ha. Prawie 5 proc. powierzchni użytków rolnych w Polsce już jest pod produkcją ekologiczną – dodała.

Gleba, woda i energia kluczowe

– Kluczowe jest jednak rolnictwo regeneracyjne, ponieważ nawet jeżeli wyłożymy wszystkie pola w Polsce warstwą pieniędzy, to nic nie wyrośnie. Żywność rośnie na glebie. Jeśli gleba jest sucha, spękana, wyjałowiona, to nie będziemy mieli bezpieczeństwa żywnościowego. Tak samo jeżeli nie będziemy mieli dostępu do wody, a Polska nie należy do krajów szczególnie w nią zasobnych. Jeżeli nie zaczniemy dbać o infrastrukturę wodną, to też ile byśmy miliardów euro nie wyłożyli, to żywności mieć nie będziemy – podkreślał dr inż. Andrzej Gantner, wiceprezes zarządu, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności Związek Pracodawców.

– To czas, kiedy trzeba podejść trochę inaczej do zarządzania produkcją żywności. Trzeba patrzeć bardziej strategicznie. Musi być właściwa retencja, dostęp do wody, jeśli nie wesprzemy rolników w technikach regeneracyjnych, to chcąc nie chcąc, patrząc na to, co dzieje się w przyrodzie, co nie objawia się tylko podwyższeniem temperatury, jak niektórzy by chcieli, ale też mocną destabilizacją warunków do produkcji rolniczej, będziemy mieli poważny problem. Musimy zbudować całą infrastrukturę środowiskową wokół rolników, żeby mogli utrzymać produkcję i konkurencyjność – podkreślał Gantner, wskazując, że kluczowe są gleba, woda, ale i energia, w szczególności niskie koszty tej ostatniej, co akurat nie ma miejsca w naszym kraju, gdyż koszty energii są jednymi z najwyższych w Europie. – Musimy też obniżyć koszty przetwórstwa i zdjąć całą narośl biurokratyczno-fiskalną, która siedzi na naszych producentach rolnych i przetwórcach – puentował.

Partner relacji: Nestlé Polska