Od 2 stycznia do 4 lutego 2014 r. lubelski sąd wysłał 201 tys. e-nakazów. Otrzymał 45,2 tys. zwrotek. Oznacza to, że prawie 80 proc. e-nakazów czeka na potwierdzenie doręczenia bądź niemożliwości jego dokonania. W efekcie sądowi, który miał odciążyć zwykłe sądy i wydaje miesięcznie średnio ponad 200 tys. nakazów, grozi zator.
Dlaczego zwrotka jest taka ważna? Bo dopóki nie wpłynie, sprawa leży na półce.
E-nakaz jest bowiem nieprawomocny i musi być doręczony pozwanemu, by ten mógł się odwołać, czyli złożyć tzw. sprzeciw. Z tego prawa korzysta 2–3 proc. pozwanych. Kiedy e-sąd dostanie sprzeciw, uchyla nakaz i przesyła pozew do zwykłego sądu. Dopóki jednak sąd nie dostanie informacji o doręczeniu, nie może stwierdzić uprawomocnienia się nakazu. Nie może też przesłać sprawy do zwykłego sądu, gdyż musiałby mieć dowód, że nie można nakazu doręczyć adresatowi, np. z powodu jego wyjazdu za granicę.
Co może zrobić sąd, gdy nie ma zwrotki? Najpierw czeka na wykonanie pocztowego podwójnego awiza, co trwa około miesiąca. Jeśli nie ma wiadomości, wszczyna reklamację pocztową trwającą zwykle od miesiąca do dwóch. A co potem? Procedura nie mówi wprost, co należy robić.
Sędzia Jacek Widło, były szef e-sądu, wskazuje, że w zasadzie sąd musi czekać na zwrotkę do skutku. Przed zmianą operatora to funkcjonowało, bo e-sąd wraz z Pocztą Polską, poprzednim operatorem, opracowali szybką procedurę reklamacyjną.