Sytuacja związana z Trybunałem Konstytucyjnym budzi niepokój, zwłaszcza jeśli się przypomni dobrze znane z historii ekscesy władzy wykonawczej. Rodzi się pytanie, czy obecny kryzys to jedynie taki eksces czy też może zapowiedź większej „reformy" wymiaru sprawiedliwości. I jeśli się słyszy o zapowiedzi kolejnej reorganizacji sądów, wprowadzenia do sądów dyscyplinarnych ławników czy nakładania na sędziów bardzo dotkliwych kar pieniężnych, to można mieć wątpliwości, jakie są rzeczywiste intencje reformatorów. Trudno tych zmian nie traktować jako oczywistej ingerencji w niezawisłość sędziowską. Powierzenie sądownictwa dyscyplinarnego ławnikom narusza zasadę niezależności – odrębności sądów. Zaostrzenie zaś kar ma zastraszyć sędziów. Sam już pomysł takich zmian godzi w zaufanie do sędziów oraz w ich wizerunek. Okazuje się bowiem, że aby zdyscyplinować sędziów do pracy, trzeba zagrozić im karami finansowymi i poddać ich zachowanie ocenie nie innych sędziów, lecz czynnika społecznego.
Przyczyn jest bez liku
Tymczasem praca sędziów jest oceniana przez pryzmat kondycji wymiaru sprawiedliwości. Sądownictwo polskie od wielu lat boryka się z problemami ustrojowymi, kadrowymi i społecznymi. Są to wieloletnie zaniedbania i brak pomysłu na usprawnienie sądów. Liczba spraw dramatycznie rośnie, a czas postępowań się wydłuża. Naiwnością jest twierdzić, że sądownictwo wymaga stabilizacji. Ono potrzebuje pilnej reformy, nawet trzęsienia ziemi, a nie przyczynkowych zmian proceduralnych czy ustrojowych, jakich jesteśmy świadkami przez ostatnie lata.
Przyczyny złego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości można wymieniać bez końca. Palącym problemem jest niesprawiedliwy, nierównomierny podział spraw, czego konsekwencją są dysproporcje w obciążeniu poszczególnych sądów i sędziów. W warszawskich sądach gospodarczych sędziowie mają ponad 700 spraw w referatach, podczas gdy w innych sądach ich koledzy o połowę mniej. Potrzebne są konkretne zmiany w strukturze sądów, jak choćby te na wzór reformy litewskiej, polegającej na łączeniu sądów. Wszelkie zaś projekty dotyczące zmiany granic sądów niewiele wniosą, jeśli nie zostanie wdrożony system ważenia spraw. Dodać przy tym należy, że takie komputerowe programy ważenia spraw pod kątem ich trudności, złożoności czy obszerności są stosowane prawie w całej Europie. W Polsce od wielu lat nie możemy się doczekać jakiegokolwiek systemu ważenia realnego obciążenia poszczególnych sądów i pojedynczych sędziów. Jak zatem można mówić o wyrównywaniu dysproporcji pomiędzy sędziami, a nawet sądami, jeśli się nie ustali określonej metodologii pomiaru obciążenia. Z tej samej przyczyny automatyczny przydział spraw, jaki wprowadza znowelizowany regulamin urzędowania sądów, jest z założenia wadliwy, gdyż nie uwzględnia on złożoności i ciężaru poszczególnych spraw.
Wielu sędziów skarży się na niesprawiedliwości w podziale spraw, obowiązków i organizacji pracy, nadużywanie władzy przez przewodniczących wydziałów w przydziale spraw czy asystentów i na wykorzystywanie zarządzeń nadzorczych do ingerowania w niezawisłość sędziowską. Rewolucyjne zmiany w tym zakresie wprowadza nowy regulamin, który przewiduje automatyczny przydział spraw, ale i uwzględnienie specjalizacji. Regulamin ten, jeśli chodzi o wskaźnik załatwienia spraw, w sposób oczywisty ingeruje w niezawisłość sędziowską. Wprowadza bowiem zasadę, że to minister sprawiedliwości określa wskaźnik spraw przydzielanych sędziom. Dotyczy on zatem bez wątpienia podziału spraw, który jest materią rdzennie zastrzeżoną do sfery objętej niezawisłością sędziowską, na którą nie rozciąga się nadzór administracyjny.
Nie zauważyli ministra
Nasuwa się więc gorzka refleksja, że środowisko sędziowskie nie chciało jednak o problemach podziału spraw głośno dyskutować, podobnie jak o faktycznej o roli przewodniczących wydziałów w sądach. Manipulacje wpływem nie były ujawniane, a znacząco zmniejszone obciążenie sędziów funkcyjnych akceptowane przez prezesów sądów. Przez lata doszło w wielu sądach do wynaturzenia funkcji przewodniczącego wydziału, który zamiast zajmować się administracją sądową, stał się de facto nadzorcą sędziów. Nic dziwnego, że wielu sędziów przyjęło obecne zmiany z entuzjazmem, niestety nie dostrzegając nawet, że to minister sprawiedliwości ustala zasady przydziału spraw, a przecież ta kwestia powinna być bezwzględnie regulowana wyłącznie przez sędziów i jest materią zastrzeżoną przez ustawę do gestii prezesów sądu.