W żadnym razie nie można tak powiedzieć. System sprawiedliwości zmieniał się wraz z całym państwem. Narosło jednak wiele problemów i trzeba je rozwiązywać, w tym kontekście zmiany są potrzebne. I społeczeństwo popiera je w ogólności. Protesty pokazują jednak, że to samo społeczeństwo nie godzi się na łamanie zasad konstytucji, odbieranie sądom niezależności, podporządkowywanie ich politykom. Debata w Senacie pokazała, że jest przestrzeń do porozumienia w wielu punktach, gdyby tylko była taka wola. Ważny był np. głos senatora Żaryna, który mówił o kwestii rozliczeń z przeszłością, i o tym, że sądownictwo nie było w stanie poradzić sobie z niektórymi sprawami. Ja akurat zgadzam się z tą tezą, oczywiście w odniesieniu do konkretnych przypadków. Było bowiem bardzo wiele spraw, gdzie sądy wydawały wyroki rehabilitujące czy uchylające skazania z czasów stalinowskich czy stanu wojennego. Choćby moje biuro w tych sprawach pisało wiele kasacji. Ale jeśli weźmiemy na przykład tak symboliczną sprawę, jak śmierć Grzegorza Przemyka w 1983, to moim zdaniem wymiar sprawiedliwości nie do końca sobie z tym nie poradził. Przez 25 lat sędziowie nie umieli doprowadzić do wyjaśnienia, który z milicjantów odpowiada za śmierć chłopca. Sprawa się przedawniła i tak naprawdę „prawdziwym wyrokiem" w tej sprawie jest książka Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów". Dopiero po wielu latach transformacji doczekaliśmy się porządnej i kompleksowej analizy tego, co się zdarzyło. Tak samo, gdybyśmy spojrzeli na sprawę kopalni „Wujek", możemy się zastanawiać, dlaczego tak długo trwało osądzenie winnych. No i ta słynna uchwała SN z 2007 r., która przewidywała przedawnienie zbrodni komunistycznych zagrożonych karą poniżej 3 lat. Bardzo krytycznie odniosło się do tego Ministerstwo Sprawiedliwości. I ja, szczerze mówiąc, też mam wątpliwości. Z tego powodu skierowałem w kwietniu tego roku wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, bo uznałem, że to byłby sposób na wyprostowanie tej kwestii, czyli spowodowanie, że te sprawy zostaną na nowo rozpoznane, jeśli oczywiście upływ czasu nie spowodował, że jakakolwiek szansa ich rozliczenia zniknęła. A to są sprawy poważne np. dotyczące „ścieżek zdrowia". Kwalifikowali by się do takich funkcjonariusze, który je organizowali lub w nich uczestniczyli.
Poza sprawami z przeszłości, dużo się ostatnio nagłaśnia historii ludzi skrzywdzonych przez sądy, wyniku jakiś błędów czy nadużyć. Czy biuro RPO prowadzi jakieś sprawy tego typu?
To też ciekawie wybrzmiało w Senacie. Jeden z uczestników debaty zarzucił mi, że tak bronię sądów, a niedawno prezentowałem raport zawierający 20 kasacji RPO, które pokazują sytuacje, może nie patologiczne, ale zawierające pewne nieprawidłowości. Odpowiedź jest następująca – to że wnoszę te kasacje, że Sąd Najwyższy te sprawy prostuje, i że dzięki temu naprawiamy różne nieprawidłowości, to jest coś bardzo naturalnego. Od tego jestem, by takie sprawy wychwytywać i wskazywać, a Sąd Najwyższy jest od tego, żeby je przez swoje orzecznictwo naprawiać i w ten sposób udoskonalać system. Różnego rodzaju błędy są przecież nie do uniknięcia. Problem w tym, aby coraz lepiej był skonstruowany system ich identyfikowania i naprawiania, a po jakimś czasie ich eliminowania. Weźmy przykład – jeszcze jakiś czas temu mieliśmy wielki problem z funkcjonowaniem tymczasowego aresztowania. Ale dzięki orzecznictwu i Trybunału Konstytucyjnego, i Sądu Najwyższego, i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a także ustawodawcy, sprawy te ograniczyliśmy. Zdarzają się wciąż sytuacje, gdzie tymczasowe aresztowanie jest nadużywane, ale nie jest to już masowa skala. Mam też nadzieję, że dzięki kasacjom RPO i interwencjom SN stopniowo będzie się zmniejszać skala nadużywania środków zabezpieczających wobec podejrzanych o przestępstwo osób z niepoczytalnością. Ale do tego potrzebna jest edukacja, promowanie standardów, nadzór organów, które są za to odpowiedzialne, a niekoniecznie burzenie całej struktury sądownictwa. Obawiam się, że same zmiany kadrowe tu nie wiele zmienią, wprowadzą wiele zamieszania, a nam potrzebni są wrażliwi sędziowie i praca u podstaw.
Czym przeciętnemu Polakowi grozi upolitycznienie sądów, jeśli miałoby do tego dojść?
Prawdopodobnie na samym początku, gdy zmiany wejdą w życie, obywatel może nie odczuć, że go to dotyczy. Ale sfera życia politycznego nieustannie się rozszerza. Elita władzy, osoby związane z partią rządzącą, które mogą mieć wpływ na sądy, też się będzie poszerzała. To, czego się obawiam, dotyczy sytuacji, że jak będziemy mieć do czynienia z przeciętną sprawą zwykłego obywatela, w jakiś sposób zawadzającą o świat polityki, to ten obywatel nie do końca może liczyć na to, że jego sprawa zostanie rozpoznana w sposób należyty. Jeśli mamy sprawę przemocy domowej członka partii politycznej, związanej z obozem rządzącym, to czy ofiara będzie miała prawo spodziewać się porządnego potraktowania jej sprawy, jeśli pojawią się jakieś naciski? Już się pojawia wątpliwość. Albo gdy mamy sprawę śmierci w areszcie, która w oczywisty sposób może zaważyć na karierze ministra odpowiedzialnego za stan więziennictwa – to czy rodzina zmarłej może liczyć na to, że sąd będzie sprawę skwapliwie i konsekwentnie nadzorował? Znam wypowiedź pani sędzi Barbary Piwnik, że każdy sędzia nosi tę niezawisłość w sercu i wierzę, że wielu takich sędziów jest. Lecz niezawisłość to nie tylko aspekt wewnętrzny, ale też zewnętrzny, czyli takie warunki dla sędziego, żeby nawet nie musiał się zastanawiać, czy z powodu takiej czy innej sprawy będą mu groziły sankcje, szykany, przenosiny itd.
A czy gdyby doszło do takich sytuacji, Polacy mogą liczyć na pomoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka albo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej?