Pokazała się właśnie nowa wersja poselskiego projektu nowelizacji kodeksu karnego, która ma pozwolić na skuteczniejszą walkę z terroryzmem i szpiegostwem. To dziś ważne, bo groźba zdarzeń wywoływanych za naszą wschodnią granicą jest realna i służby powinny mieć narzędzia, by reagować na to, co się zdarzy, a także temu przeciwdziałać.

Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Okazuje się bowiem, że na mocy nowych przepisów szef ABW za zgodą prokuratora generalnego w przypadkach niecierpiących zwłoki będzie mógł wyłączać internet „w celu zapobieżenia zdarzeniu o charakterze terrorystycznym lub uprawdopodobniającemu popełnienie przestępstwa szpiegostwa”. Nawet szpiegostwa w formie nieumyślnej. Swoją drogą to ciekawe, czy będzie takim czynem wysyłanie niejawnych treści prywatnymi mailami ministrów?

Czytaj więcej

Ewa Wrzosek o nowelizacji KK ws. szpiegostwa: Poczucie zagrożenia usypia czujność

Aby rozpocząć działania specjalne, służby muszą mieć wiarygodną informację świadczącą, że szykuje się przestępstwo grożące bezpieczeństwu państwa. Z niedalekiej historii znamy jednak przykłady, gdy służby od zera kreowały zdarzenie, które stawało się podstawą wszczynania operacji specjalnej. Właśnie tak sąd ocenił działania CBA w sprawie tzw. afery gruntowej, gdy od początku stworzono fikcyjną dokumentację działki, która miała zostać „odrolniona” przez biznesmenów (w rzeczywistości ludzi CBA), aby testować uczciwość wysokich urzędników państwa. Podobnie: głośna sprawa byłej posłanki Beaty Sawickiej. Czy jesteśmy pewni, że historia się nie powtórzy i w przedwyborczym czasie ktoś nie zechce znów czegoś wykreować?

W imię ochrony praw obywateli – także tych przy władzy – państwo nie może domniemywać, że są nieuczciwi, i zastawiać na nich pułapek. Dotyczy to także szpiegów i dywersantów – dlatego tak trudna jest walka z nimi. Prewencyjne zatrzymania powinny być już tylko ponurą historią. Ale nie są. Służby będą mogły jeszcze więcej, założyć podsłuch będzie jeszcze łatwiej, a sąd nie zbada porządnie sprawy nawet po jej zakończeniu. Dziś teoretycznie wyraża zgodę na działania służb, czasem już po ich wszczęciu. I zwykle woli zgody udzielić niż jej nie wyrazić – bo wniosek albo jest uzasadniony zdawkowo, albo wcale. A obawa, że sprzeciwem zrujnuje służbom jakąś superważną specoperację, zawsze będzie z tyłu sędziowskiej głowy. Sądowa kontrola służb była więc i pozostanie iluzoryczna. Niestety.