„Patrz, oto naród jak wstająca lwica, na podobieństwo lwa on się podnosi i nie położy się, aż pożre swą zdobycz i krew zabitych wypije” (Lb 23,24), czyli o religii w służbie polityki
Premier Izraela tuż przed atakiem na Iran w ramach operacji “Powstający Lew” udał się pod Ścianę Płaczu w Jerozolimie i zgodnie z żydowską tradycją religijną włożył w szczelinę muru kartkę z modlitwą. Był to fragment Księgi Liczb, w którym pogański prorok Balaam wygłasza błogosławieństwo dla Izraela. Działanie premiera Netanjahu nie zaskakuje. W ostatnich latach politycy coraz częściej sięgają do świętych ksiąg – zjawisko to dotyczy nie tylko wyznawców judaizmu czy islamu, ale także chrześcijaństwa. Wspólną intencją zdaje się jednak nie tyle duchowa refleksja nad bieżącymi wydarzeniami, ile próba legitymizacji podejmowanych działań poprzez odwołanie do nadprzyrodzonego autorytetu. Krótkoterminowo działania te przynoszą istotne zyski, pozostawiając jednak pytanie o koszt, który prędzej czy później ktoś będzie musiał ponieść. A kosztem tym jest nie tyle utrata władzy, ile powszechna utrata wiary w wypaczone i skompromitowane przez polityków idee. Czyżby politycy postanowili zadać kłam nietzscheańskiemu twierdzeniu „Bóg umarł!”? A może postanowili tylko zająć opróżniony przez Niego tron?