Historia przedstawienia zarzutów, zatrzymania oraz próby aresztowania posła, byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego jest przykładem, jak można poprzez błędne posunięcia taktyczne wizerunkowo przegrać oczywiście wygraną sprawę. I jak zrelatywizować prezentowane w ostatnich latach hasła o konieczności zmiany podejścia aparatu władzy do człowieka.
Posłowi Romanowskiemu przedstawiono jedenaście zarzutów karnych w związku z nieprawidłowościami w Funduszu Sprawiedliwości. Jeśli potwierdzą się prezentowane dane o skandalicznym wydatkowaniu środków z tego funduszu, informacje Prokuratury Generalnej o przekraczaniu uprawnień, niedopełnianiu obowiązków, poświadczaniu nieprawdy w dokumentach oraz wyrządzaniu szkód w wielkich rozmiarach w mieniu Skarbu Państwa, a nagrania rozmów zarejestrowanych przez byłego dyrektora Funduszu okażą się autentyczne, to wyjdzie na jaw instytucjonalna patologia, przemyślnie zbudowana w poczuciu bezkarności, na niespotykaną dotąd skalę. I defraudacja gigantycznych pieniędzy przeznaczonych dla ofiar przestępstw, które miały im zapewnić powrót do normalnego funkcjonowania, a przeznaczone zostały na cele osobiste lub polityczne osób związanych z poprzednią władzą. Jeśli znaczna część Funduszu była przeznaczana na szarlatanów, egzorcystów, na organizacje uśmiechające się do tej władzy, na wybory i inne cele partyjne, to mamy wyjątkowo odrażającą sprawę.