Treść dostępna jest dla naszych prenumeratorów!
Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach e-prenumeraty Rzeczpospolitej. Korzystaj z nieograniczonego dostępu i czytaj swoje ulubione treści w serwisie rp.pl i e-wydaniu.
Aktualizacja: 25.04.2024 02:13 Publikacja: 15.11.2022 11:51
Foto: Adobe Stock
Niemal od początku sprawowania w Polsce władzy przez Prawo i Sprawiedliwość adwokatura – rozumiana zarówno jako samorząd zawodu zaufania publicznego, jak i aktywność osób wchodzących w jego skład, staje w obronie demokracji, której fundamenty chwieją się za sprawą podejmowanych przez ustawodawcę aktywności. Od końca 2015 r. Naczelna Rada Adwokacka podjęła w związku z tym liczne uchwały, zajęła stanowiska i wyraziła sprzeciwy.
Podobnie czyniły poszczególne okręgowy rady adwokackie, komisje i zespoły, zaś indywidualni adwokaci nieraz gromko wypowiadali się przeciwko zawłaszczaniu przez PiS m.in. najważniejszych organów władzy sądowniczej, prokuratury czy innych instytucji istotnych z perspektywy funkcjonowania kraju, opowiadali się po stronie praw i wolności obywatelskich czy w obronie wolnych mediów. Nie dziwota, wszak adwokatura powołana jest nie tylko do udzielania pomocy prawnej, ale i współdziałania w ochronie praw i wolności obywatelskich oraz w kształtowaniu i stosowaniu prawa. Niezależnie zatem od tego, że wbrew środowiskowej potrzebie wielkości głos adwokatury od lat nie odbija się gromkim echem od opinii społecznej, przynajmniej społeczność adwokacka mogła spać spokojnie w przekonaniu, że jej przedstawiciele na najwyższych szczeblach tam, gdzie to konieczne i wtedy, gdy potrzeba chwili tego wymaga, pozostają nieugięci wobec zakusów, jakie władza przejawia względem podwalin demokracji. Za sprawą bowiem tak postrzeganej aktywności samorządu adwokaci czuli także, że pomimo trudów ich codziennego życia środowisko jako gremium nie jest obojętne na polityczne przeciąganie liny i sprawdzanie, na ile można nagiąć standardy unijnej praworządności, równocześnie nie występując ze wspólnoty, zawłaszczać SN, twierdząc, że to nic takiego, albo występować przeciwko życiu i zdrowiu kobiety pod sztandarem ochrony płodu.
Kontynuuj czytanie tego artykułu w ramach e-prenumeraty Rzeczpospolitej. Korzystaj z nieograniczonego dostępu i czytaj swoje ulubione treści w serwisie rp.pl i e-wydaniu.
Goni go każdy rząd i każda większość sejmowa. Przy starcie jest zwykle dużo hałasu, a potem robi się coraz ciszej.
Ustawy, zwłaszcza te radykalniejsze, uderzając w prawa wielu osób, budzą emocje. Podobnie bywa z uchwałami Sądu Najwyższego, choć mają wyciszać kontrowersje prawne i spory.
To dziwne, że w obecnej sytuacji prezydent nie domaga się uczynienia jego projektu z 2020 r. przedmiotem debaty parlamentarnej. Warto odkurzyć tamtą propozycję złagodzenia prawa aborcyjnego i nadać jej formalny bieg.
Przerzucenie całości problemu frankowego na sądy oznacza, że uporamy się z nim może dopiero w ciągu kilkunastu lat. Nie napawa to nikogo optymizmem. Czy to nie za późno?
Profesorom prawa podsuwam możliwość milczenia w kwestii, która biologicznie ich nie dotyczy.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas