Marek Domagalski: Trybunały w cieniu polityki

Wartka debata w Parlamencie Europejskim o praworządności przypomniała, że można twardo debatować i mówić o przeciwnikach z respektem. Ale to nie tam zapadają decyzje.

Publikacja: 26.10.2021 11:19

Marek Domagalski: Trybunały w cieniu polityki

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Nie jest to jeszcze szczery dialog o polskich sądach, zresztą w świetle kamer to trudne między parlamentarzystami. Czas najwyższy przenieść te spory z sal sądowych, ulic i mediów do pokoi decydentów, czyli rządów liczących się krajów Unii. Nie twierdzę, że ta droga do zakończenia sporu jest krótka, ale krótsza niż sądowa i chyba jedyna skuteczna.

Czytaj więcej

PE wzywa do wszczecia procedury warunkowości ws. "bezprawnego" polskiego TK

Krótsza dlatego, że politycy bez proceduralnych podchodów i formalizmów mogą zasiąść do stołu i jeśli nie wykuć zaraz kompromisu, to ograniczyć pole sporu. A skuteczna dlatego, że wyroki TSUE nie są egzekwowane jak typowy wyrok np. o zapłatę alimentów, który niesiemy do komornika i ten zajmuje konto albo auto dłużnika. Aby uruchomić sankcje za niestosowanie wyroku TSUE, trzeba wszcząć kolejną procedurę, a to należy do Komisji Europejskiej. To sprytna i rozsądna polityczna poduszka na wypadek zbytniego rygoryzmu TSUE, pewnie wygodniejsza dla tych państw, które mają większy wpływ na KE, dzięki czemu może pewne sprawy w TSUE przyśpieszać, a pewne jego wyroki stopować. Gwoli sprawiedliwości, polski rząd też nierzadko podpiera się wyrokami polskiego TK.

Ale kluczową władzę w Unii mają rządy.

Czas zacząć z nimi rozmowy. Politycy wiedzą, że ani praworządność, ani sądy, nie mówiąc o politykach, nie są ideałami, i to oni muszą ułożyć relacje Polski z Unią. To oczywiste, że Polska jest dużym i centralnie położonym krajem w Unii, a teraz nadto frontowym i nie będę podpowiadał politykom, jak mają te negocjacje prowadzić. Ale na pewno nie jak sugerował rządowi przed kilku dniami minister Zbigniew Ziobro, by pozwał Niemcy przed TSUE za naruszenie prawa unijnego przez upolitycznienie ich sądownictwa. Przedziwna to doprawdy wiara w TSUE i jego moc sprawczą. Nie jest to też dobra chwila na reanimowanie zakurzonych projektów z szuflad Ministerstwa Sprawiedliwości, a na razie straszenie bliżej niesprecyzowanymi przetasowaniami w sądach i wywoływanie nowej burzy o sądy. Tym bardziej że dobrego wrażenia w Unii nie mogą one wywołać. Trzeba się skupić na rozsądnych korektach, na tym, co konieczne, jak odblokowanie dyscyplinarek sędziowskich tak szybko zdewaluowanych nawet przez ich autorów.

A rzeszom sędziowskim pozwólmy pracować w trudnych czasach epidemii.

Nie jest to jeszcze szczery dialog o polskich sądach, zresztą w świetle kamer to trudne między parlamentarzystami. Czas najwyższy przenieść te spory z sal sądowych, ulic i mediów do pokoi decydentów, czyli rządów liczących się krajów Unii. Nie twierdzę, że ta droga do zakończenia sporu jest krótka, ale krótsza niż sądowa i chyba jedyna skuteczna.

Krótsza dlatego, że politycy bez proceduralnych podchodów i formalizmów mogą zasiąść do stołu i jeśli nie wykuć zaraz kompromisu, to ograniczyć pole sporu. A skuteczna dlatego, że wyroki TSUE nie są egzekwowane jak typowy wyrok np. o zapłatę alimentów, który niesiemy do komornika i ten zajmuje konto albo auto dłużnika. Aby uruchomić sankcje za niestosowanie wyroku TSUE, trzeba wszcząć kolejną procedurę, a to należy do Komisji Europejskiej. To sprytna i rozsądna polityczna poduszka na wypadek zbytniego rygoryzmu TSUE, pewnie wygodniejsza dla tych państw, które mają większy wpływ na KE, dzięki czemu może pewne sprawy w TSUE przyśpieszać, a pewne jego wyroki stopować. Gwoli sprawiedliwości, polski rząd też nierzadko podpiera się wyrokami polskiego TK.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Króliczek zwany deregulacją
Rzecz o prawie
Marek Domagalski: Uchwała SN może złagodzić frankowe spory
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Andrzej Duda też chciał złagodzić prawo aborcyjne
Rzecz o prawie
Paweł Krekora: Czy na ustawę frankową rzeczywiście jest za późno?
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Dyskusja, a nie krucjata