Bez napływu dobrze wykształconych i zdolnych imigrantów zmiany demograficzne stworzą zagrożenie dla przemysłowej przyszłości kraju, którego gospodarka zależy nie tylko od takich ikon jak Volkswagen czy Siemens, ale także od tysięcy średnich i małych biznesów odpowiedzialnych za znaczną część technicznych innowacji.
- To duże zagrożenie dla niemieckiej gospodarki – uważa Wolfgang Hermann, rektor Uniwersytetu Technicznego w Monachium wśród którego absolwentów są tacy menedżerowie jak Klaus Kleinfeld, szef amerykańskiego koncernu aluminiowego Alcoa i trzech prezesów BMW. Podkreśla on, że potrzebna jest odwaga w poszukiwaniu odpowiedniej siły roboczej, większy liberalizm w polityce imigracyjnej i stworzenie przyjaznego otoczenia dla najlepszych umysłów.
Wprawdzie klimat polityczny dla imigracji w Niemczech jest lepszy niż w wielu innych krajach Unii Europejskiej nasi sąsiedzi mają jeszcze wiele do zrobienia, twierdza eksperci. Liczba studentów zagranicznych w Niemczech rośnie, ale dużo wolniej niż w innych państwach należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) . We wskaźniku Migrant Policy Index opracowywanym przez British Council i Migration Policy Group, uwzględniającym procedury związane z uzyskaniem obywatelstwa, Niemcy plasują się za Stanami Zjednoczonymi, Kanadą i Australią
Niemieckie uniwersytety rozszerzają programy by przyciągnąć większą liczbę wyróżniających się studentów z Rosji, Chin, Indii oraz z innych państw. Kiedy Hermann obejmował stanowisko rektora w 1995 r. na jego uczelni najwięcej studentów zagranicznych pochodziło z Austrii, a teraz jest tam 1100 Chińczyków na 38 tys. wszystkich tam studiujących. Jednak wielu spośród nich po studiach szuka pracy bliżej domu.
Niemcy jednak potrzebują nie tylko zdolnych studentów, ale także odpowiednio wyedukowanych pracowników. Jedną z barier jest język, a inna związana jest z nawykami w sferze rekrutacji. Wiele firm nie ma doświadczenia w pozyskiwaniu cudzoziemców. Z ankiety przeprowadzonej w 2011 wśród ponad 1100 niemieckich pracodawców wynika, że prawie 50 proc. spośród nich nigdy tego nie rozważało.