– Sejmowe komisje śledcze przestają mieć znaczenie. Nie budzą też już emocji wśród Polaków – stwierdził we wtorkowej „Rzeczpospolitej" Waldemar Paruch, szef Centrum Analiz Strategicznych przy premierze. Opinia głównego stratega w Kancelarii Premiera nie budziłaby zdziwienia, gdyby nie fakt, że rządzący w lipcu zdecydowali się na powołanie kolejnej komisji – tzw. VAT-owskiej.
Będąc jeszcze w opozycji, politycy PiS zapowiadali powołanie komisji śledczej w sprawie afery podsłuchowej. Sprawa dotyczyła nagranych w restauracjach polityków PO, PSL, SLD i ich otoczenia. Ale dziś tej komisji politycy partii rządzącej nie chcą od czasu, gdy okazało się, że podsłuchany został również Mateusz Morawiecki biesiadujący w otoczeniu ludzi PO.
Podobnie PiS odrzuciło wnioski opozycji o powołanie ośmiu innych komisji śledczych, w tym w sprawie inwigilacji dziennikarzy, śmierci Igora Stachowiaka, SKOK-ów, GetBacku. Dzisiaj też nie zgadzają się na powołanie komisji śledczej ws. afery KNF. Szef KPRM Michał Dworczyk już w dniu wybuchu afery stwierdził, że komisja nie jest potrzebna, a sprawę od strony proceduralno-prawnej zamyka dymisja szefa KNF.
Sytuacja, w której PiS nie zgadza się na żadną z komisji śledczych, dotyczących władzy, może budzić podejrzenie opinii społecznej, że PiS próbuje zamieść swoje problemy pod dywan. Tym bardziej że kaliber najnowszej sprawy jest nieporównywalny z wcześniejszymi wnioskami. W grę wchodzi nie tylko próba przekupstwa przez urzędnika państwowego podległego szefowi rządu, ale również błyskawiczna zmiana prawa pozwalająca znacjonalizować banki, w którą był zaangażowany cały aparat państwa.
Niepokój budzi również opieszałość prokuratury, która o zagrożeniu nie powiadomiła premiera, który o sprawie dowiedział się z mediów. Pytanie o ochronę kontrwywiadowczą. Pytanie o reakcję CBA, które do siedziby KNF weszło dopiero po powrocie jej zdymisjonowanego szefa z Singapuru. Pytania również o polityczną protekcję szefa KNF i osoby przez niego rekomendowane. Znaki zapytania mnożą się z godziny na godzinę. A wydaje się, że poznaliśmy dopiero wierzchołek góry lodowej afery KNF.