Epidemia koronawirusa jest wielkim testem zachowań społecznych. Choć główną metodą walki z niewidocznym gołym okiem zarazkiem jest „social distancing", czyli właśnie trzymanie się poszczególnych ludzi na dystans, by ograniczyć transmisję wirusa, to aplikowanie kolejnych obostrzeń, ograniczeń i reakcja na nie poszczególnych osób czy grup jest wielkim, dziejącym się na żywo eksperymentem społecznym. A zarazem testem bojowym rozmaitych koncepcji.
Społeczeństwo? Tak
Wystawia on na próbę skrajny indywidualizm, który stał się po 1989 r. dla wielu wręcz religią. Przekonanie o tym, że każdy jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem, i ponosi odpowiedzialność wyłącznie za siebie, wiele razy już przeżywało trudną konfrontację z rzeczywistością. Jednym z pierwszych sygnałów, że ta koncepcja może wieść na manowce, stała się kwestia smogu. Parę lat temu rodzimi libertarianie ze zdumieniem odkryli, że bardzo wiele zależy od wspólnoty. Świeżego powietrza nie można było kupić – choć wcześniej kupowano bezpieczeństwo (grodząc się na zamkniętych osiedlach), edukację – posyłając dzieci do prywatnych szkół, czy też zdrowie – wykupując abonamenty w prywatnych przychodniach. Ale czystego powietrza nie dało się kupić. Tak samo i dziś nie da się kupić bezpieczeństwa od koronawirusa, trzeba się poddać surowym rygorom, by zatrzymać jego rozprzestrzenianie. W dodatku główny ciężar w walce z epidemią musiało wziąć na siebie wyszydzane przez libertarian państwo i państwowa służba zdrowia.
Ale i z drugiej strony skuteczność działania antyepidemicznych obostrzeń jest pragmatycznym testem rozmaitych koncepcji patriotyzmu. Prawica od dawna uczyniła swojego wroga z liberalnego modelu patriotyzmu codzienności. Oburzała się, gdy kwestie miłości do ojczyzny sprowadzano do spraw tak trywialnych, jak sprzątanie po swoim psie czy uczciwego płacenia podatków. Ten patriotyzm miał rzekomo zagrażać patriotyzmowi heroicznemu. Czy wystarczy sprzątać po psie i płacić podatki, by zdać egzamin w czasie próby? Czy nie trzeba czegoś więcej, by w godzinie próby stanąć do walki? By – jak trzeba – na śmierć iść po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec?
I choć w tym patriotycznym dualizmie jest sporo sztuczności, na użytek niniejszej analizy zgódźmy się na to uproszczenie, że dziś w sferze publicznej konkurują ze sobą właśnie takie dwa modele (prof. Marcin Napiórkowski definiuje to inaczej, przeciwstawiając sobie turbopatriotyzm z softpatriotyzmem).