W 1948 roku Żydzi mieszkający na Bliskim Wschodzie ogłosili deklarację niepodległości. W ten sposób powstało państwo Izrael. 61 lat później Palestyńczycy najwyraźniej postanowili wziąć z nich przykład. Ruch Fatah, który kontroluje Zachodni Brzeg Jordanu, zapowiedział, że proklamuje niepodległą Palestynę.

Palestyńczycy zamierzają wystąpić do ONZ o uznanie nowego państwa, bowiem „są zmęczeni” trwającymi od lat rozmowami z Izraelem, które nie przynoszą żadnego efektu. Jeżeli nie możemy uzyskać państwa drogą negocjacji – mówią – zastosujemy metodę faktów dokonanych. Działanie takie może jednak przynieść skutki od- wrotne do zamierzonych. Palestyńczycy w roku 2009 znajdują się bowiem w znacznie gorszej sytuacji niż Żydzi w roku 1948. Izraelska deklaracja niepodległości zakończyła się sukcesem, bo kraje arabskie okazały się zbyt słabe i zbyt zapóźnione cywilizacyjnie, aby zdławić młode państwo stworzone przez przybyszów z Europy.

Dziś przewaga – i to miażdżąca – nadal jest po stronie Izraela. O zbrojnym wywalczeniu niepo- dległości nie ma więc co marzyć. Deklaracja pozostanie pustym gestem, a jej konsekwencje mogą być poważne. Izrael zagroził bowiem, że po jej ogłoszeniu wchłonie wszystkie osiedla żydowskie na Zachodnim Brzegu Jordanu – razem z otaczającymi je strefami bezpieczeństwa i drogami dojazdowymi. Mowa o 60 procentach ziemi, do jakiej roszczą sobie prawo Palestyńczycy (w trakcie negocjacji pokojowych Izrael godził się już na oddanie Palestyńczykom ponad 90 procent tych terenów). Niepodległa Palestyna wyglądałaby więc jak szwajcarski ser. Podziurawiona osiedlami, drogami – z których nie mogą korzystać samochody z palestyńskimi tablicami rejestracyjnymi – i bazami wojskowymi sąsiada. Rozwiązanie takie ostatecznie przypieczętowałoby też oddzielenie się Strefy Gazy, niemającej połączenia lądowego z Zachodnim Brzegiem Jordanu. Kontrolujący ją Hamas już zresztą zapowiedział, że nie uzna „żadnej deklaracji”.

Palestyńska deklaracja pogrzebałaby także szanse na rozwiązanie innych kwestii spornych, które są obecnie przedmiotem negocjacji z Izraelem. A więc statusu Jerozolimy czy problemu palestyńskich uchodźców. Stroną, która najwięcej straciłaby na takim rozwiązaniu, są więc sami Palestyńczycy.

Raz zastosowane rozwiązanie nie w każdej sytuacji musi się sprawdzić. W przypadku węzła gordyjskiego, jakim jest konflikt bliskowschodni, jedno cięcie dokonane przez Palestyńczyków niczego nie załatwi. Jakkolwiek banalnie by to zabrzmiało, obie strony prędzej czy później muszą dojść do porozumienia.